drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 12 października 2010

67. Zdjęcia z niedzielnego spaceru



Zdjęcia można powiększyć kliknięciem .
W Łazienkach jest pełno takich pięknych starych drzew. To, mimo jesieni jest jeszcze bardzo zielone.


A to widok na staw i Pałac na Wodzie


Czyż te drzewa nie są prześliczne?


Gdy jest tak ciepło  wiele osób siedzi na schodkach pod Pałacem


Nie mogłam sfotografować Teatru na Wyspie, bo część była zakryta rusztowaniami


W tle widać Belweder. To widok z jednego z mostków.  W tę niedzielę na tym
 niedużym  kanałku urzędowała para kaczek, rekwirując  tylko dla siebie to, co
im ludzie rzucali. Pływały bardzo dostojnie, nie rzucały się nerwowo na rzucane
kęsy pieczywa.
Nawet nie wiecie jak ja bardzo lubię Łazienki. Był czas, że bardzo dobrze znałam
tu każdą alejkę i rzezbę. Mogę się  teraz przyznać bez bicia -często  trafiałam do
parku zamiast do szkoły, która była bardzo blisko Łazienek. To chyba była
dziedziczna dolegliwość, bo przed wojną   w tym samym budynku było Liceum
Ziemi Mazowieckiej, w którym  uczył się mój tata . Ale w porównaniu z jego
wyczynami, ja byłam małym pikusiem. Tatko przez 2 miesiące nie mógł trafić
do szkoły. Ja, najwyżej dwa dni z rzędu. Taaa, geny, geny .  
I uważam, że najpiękniej jest tu właśnie jesienią.

66. Za pięćdziesiąt kilka lat......

Ikę obudziło niecierpliwe ujadanie psa.Usiłowała otworzyć  oczy, ale nie powiodło się.Wyciągnęła więc rękę, kierując ją w stronę podłogi. Szczekający futrzak przytulił się do jej ręki, a Ika wymacała na obroży przycisk i przesunęła go.Szczekanie umilkło.  Ika  nadal leżała z  zamkniętymi oczami, zastanawiając się, która godzina. Wreszcie podjęła kolejny wysiłek, otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Żaluzje już były  podniesione, czujniki działały bez zarzutu. Z kuchni dolatywał ożywczy zapach kawy i przypieczonego tostu. Obok jej bosych stóp stał śmieszny, biały futrzak, z mordką skierowaną w górę, półotwartą, z ogonkiem przekrzywionym w jedną stronę. Ika odsunęła się od zabawki z niechęcią. Był to  gadżet wspólnie nabyty z Vianem. Od roku budził ich swym szczekaniem, potem razem towarzyszyli mu na domowym spacerze, karmili. No cóż, domowy spacer można  wszak odbyć i bez Viana.

Ika podeszła do bieżni, zaprogramowała ją na nowo i zaczęła bezmyślnie przebierać nogami. Nie bardzo pamiętała ostatnie dwa dni. Spojrzała na ścianę i pomału, ze zdumieniem odczytała: "Witaj, dziś piątek,24 lipca,2068 rok.Jest   godzina 8 rano, temperatura +32 stopnie, spodziewana silna burza.Przyłóż rękę do powierzchni, dziękuję." Ika przyłożyła dłoń do chłodnej ściany  i po 10 sekundach przeczytała:  "zatrucie alkoholowe, zakaz prowadzenia  pojazdów mechanicznych. Celem odtrucia  nalezy..."
Ika wyłączyła bieżnię i kalendarz, nie czekając na dobre rady. Sama wiedziała, że ma okrutnego  kaca, bo wczoraj świętowała powrót do stanu singielki.  Przed wejściem do dyskoteki wyłączyła swoją wszystko kontrolującą bransoletkę, chciała się spić, by zagłuszyc ból rozstania.
W środę  Vian spakował po kryjomu wszystkie swoje rzeczy, na domowy informator wrzucił tekst: "wyprowadzam się, znalazłem ciekawe zajęcie w Australii, było mi tu niezle, ale nie zamierzam być tu stale. pieska ci zostawiam. ja po prostu nie jestem ciebie wart. żegnaj".  Jak w starym romansidle sprzed  stu lat, pomyślała Ika. Czyżby faceci byli tak zaprogramowani, że  od wieków nie potrafili rozstać się z kobietą w sposób cywilizowany?

Z rozmyślań wyrwał ją dzwięk telefonu. Dzwoniła sekretarka szefa, z  zapytaniem  jak się Ika czuje po wczorajszej balandze. "kiepsko, nie przyjdę dziś, posiedzę w domu "pod telefonem", powiedz szefowi, że się czymś strułam", wyjęczała do słuchawki Ika. Było to całkiem  dobre usprawiedliwienie, bo w barach szybkiej obsługi ciągle serwowali jakieś wynalazki kulinarne i sporo osób po nich chorowało. Zawierały masę konserwantów, sztucznych aromatów, stabilizatorów kwasowości, syntetycznych tłuszczy i licho wie czego jeszcze. Były nawet smaczne, ale sporo osób po nich chorowało.

Znów zadzwonił telefon. "o której mogę przyjechać po nasze urządzenie?" pytał głos po drugiej stronie telefonu. Ika zupełnie nie miała pojęcia o co chodzi, ale zamiast dowiadywania się o co idzie, umówiła się z "głosem" za dwie godziny.

Z trudem powlokła się do kuchni, marząc, by napić się kawy. Gdy otworzyły się
drzwi,  stanęła w progu zdumiona- w kuchni stał, tyłem do niej,  jakiś facet.
Ika zamarła, a przez głowę przelatywały  jej różne myśli: "może złodziej, a może jakiś psychol, którego zaprosiła do domu? ale dlaczego tak stoi i nie reaguje? jestem idiotka, po co wyłączyłam moją bransoletkę? ona nie dopuściłaby do tego, żebym zaprosiła kogoś obcego. i dlaczego portier na dole go przepuścił? przecież sprawdzał czipy wszystkich wchodzących, jeśli nie było go w spisie, to nie powinien go wpuścić".

Ika pomaleńku podeszła do stojącego tyłem do niej mężczyzny. Na jego karku dostrzegła maleńki włącznik w cielistym kolorze.Odetchnęła z ulgą. To tylko android. Pewnym ruchem wcisnęła przełącznik.Android odwrócił się i uśmiechnął. Był nieco podobny do Viana, miał czarne włosy, bladą twarz, szare oczy. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej wizytówkę zadając jednocześnie pytanie: "jak się masz? czy dobrze spałaś.?"

Ika wzięła wizytówkę do ręki i przeczytała półgłosem: " Firma MIRAŻ poleca   profesjonalne usługi seksualne. Gwarantujemy higienę, wysoką jakość usługi oraz pełną dyskrecję". Android w tym czasie wziął Ikę za rekę i zapytał: " a może chcesz się pokochać?"  Ika sięgnęła do przełącznika na karku i android zamarł w bezruchu.
Teraz już wiedziała po jakie urządzenie ma się zgłosić nieznajomy rozmówca.

Pijąc kawę zastanawiała się ile może kosztować wynajęcie takiego androida na dłuższy czas.