drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 31 stycznia 2011

115. Poniedziałkowa niespodzianka


Niesamowite, to co widzicie powyżej otrzymałam od Stardust. Dziękuję Ci
Gwiezdny Pyłku za to wyróżnienie.
A teraz mam wybrać 10 osób, które moim skromnym zdaniem też powinny
otrzymać owo wyróżnienie. To bardzo, bardzo trudno wybrać tylko 10
osób, bo ja najchętniej przesłałabym to wyróżnienie do wszystkich, których
mam w linkach. Proszę nie sugerować się kolejnością, bo jest ona zupełnie
przypadkowa, a więc są to blogi:

trolles-verden.blogspot com -jego właścicielka jest niezmiernie twórczą osobą
i podziwiam nie tylko jej talent  ale i niezmierną cierpliwość.

kolorowe szkiełka.blogspot.com - widać,że Mada kocha to co robi, a robi
kompozycje wspaniałe.

erinti.blogspot.com -za umiejętność dyskusji z komentatorami.Dla mnie to
jeden z milszych blogów o tematyce społecznej i politycznej.

tkaitka.blogspot.com - za niesamowitą pracowitość w dzierganiu na drutach i
bardzo obiektywne spojrzenie na innych

serpentynami.blog.onet.pl - za przedstawianie życia codziennego za Wielką
Wodą i pisanie bloga pomimo własnych zmartwień,

akwarelia.blogspot.com -za to, że się z nami dzieli swoim malarstwem i uchyla
rąbka tajemnicy swego warsztatu

ankikankankiskakanki.blogspot.com- za kreatywność i  wielkie serce.
Zajrzyjcie tam, to się sami przekonacie

mironq.blogspot.com-  za  chęć odbycia niezwykłej, pieszej wycieczki  i za
podzielenie się z nami  wrażeniami z trasy.Mam nadzieję,że obietnicy dotrzyma.

zapiski-zgagi.blog.onet.pl  - za pisanie w interesujący sposób o dniu codziennym.

atanerblog.blogspot.com -za piękne zdjęcia i ciekawe opisy tras, dzięki którym
można "liznąć" kawałek Ameryki.

A teraz wyróżnione przeze mnie osoby proszę o pobranie znaczka, napisanie na
swym blogu od kogo go otrzymały  i wytypowanie następnych blogów
zasługujących wg nich na to wyróżnienie.

piątek, 28 stycznia 2011

113. Kotek


Zrobiłam kotka, ma 9 cm, jest bezimienny, nie chuligani się, nie brudzi, nawet
whiskas go nie interesuje, w przeciwieństwie do dwóch czarnych kotów,
które regularnie przychodzą do mnie na dokarmianie. Gdy były maleńkie, to
sąsiad je dokarmiał a teraz wypiął się na te koty. Jakoś nie mogę  patrzeć na
głodne kocurki i dokarmiam. Faktycznie , lubią whiskas , saszetka "idzie"
na jedno kocie posiedzenie. Mam ochotę sąsiadowi nawsadzać, bo jeśli je
przyzwyczaił do dokarmiania to powinien się dalej nimi zajmować. Albo je
odstawić do jakiegoś  schroniska.  Najbardziej ubawiła mnie koleżanka,
która bardzo się dziwiła, że karmię te koty, skoro twierdzę, że nie lubię
kotów. Owszem, w domu nie lubię i nie trzymałam i nie będę trzymać, ale
na głodujące zwierzątka nie mogę patrzeć obojętnie.

czwartek, 27 stycznia 2011

112. Zdolna jestem niesłychanie...

Autoraklema zawsze poprawia człowiekowi samopoczucie,  a więc się
będę chwalić. Wczorajszy dzien spędziłam na robieniu gigantycznego
bałaganu w kuchni, bo postanowiłam przyrządzić własnoręcznie różne
mieszanki ziół. Są to zestawy ziół poprawiających przemianę materii i
trawienie.Bałagan powstał głównie  z powodu ciasnoty.Wiecie jak to jest-
to co mniej potrzebne wędruje gdzieś wysoko na półki w szafkach, potem
się zapomina gdzie co jest i wynajdywanie wszystkiego przypomina trzęsienie
ziemi, a raczej jego skutki. Wpierw szukałam z mozołem młynka do kawy,
potem malutkich, szczelnych słoiczków, wystawiając to, co nie bylo mi
potrzebne. I zrobił się....bajzel :)

Mieszanka do słodkich potraw:
1 łyżka cynamonu, 1 łyżka kardamonu, 1 łyżka gozdzików, 1 łyżeczka anyżu
gwiazdkowatego, 1 łyżeczka imbiru.

Do dań wegetariańskich.
1łyżka cynamonu, 1 łyżka kardamonu, 1 łyżeczka gozdzików, 1 łyżeczka
pieprzu + gałka muszkatołowa, która trze się tuż przed użyciem mieszanki.

Do dań rybnych, zwłaszcza do ich marynowania.
1 łyżeczka nasion kolendry, 1 łyżeczka tymianku, 1 łyżeczka czarnego pieprzu
1 łyżeczka nasion kopru włoskiego + 1 ząbek czosnku i świeży sok z cytryny
tuż przy przyrządzaniu

Olej imbirowy.
Paski imbiru (obranego) długości ok. 2 cm rozgrzać w 200 ml oliwy z oliwek.
Wystudzić, zlać do butelki, przechowywać w lodówce. Używać do potraw
z warzyw i do dressingów.

Curry ostre.
3 łyżki nasion kolendry, 1 1/2 łyżki kurkumy, 2 łyżeczki sproszkowanego imbiru,
1 1/2 łyżeczki kminu krzyżowego, 1 łyżeczka pieporzu czarnego lub chili, a ja
dałam tu pieprz ziołowy.

Ilości podano dla zmielonych przypraw, więc się trochę namieliłam  i zdrowo
nakichałam. Przyprawy kręciły w nosie niemiłosiernie.

W nagrodę  za wytrwałość  upiekłam    pikantne ciasteczka z kaszy jaglanej.
Składniki: 200g kaszy jaglanej, 2 kostki rosołowe, 2 cebule, 4 łyżki oleju,
                6 łyżek bułki tartej, posiekana natka pietruszki, 440 ml wody, 1 liść
                 laurowy, 6 łyżek kwaśnej śmietany, 6 łyżek musztardy, masło do
                 natłuszczenia  blachy, sól i pieprz.
Wykonanie: cebulę drobno siekamy i podduszamy na oleju, dodajemy do niej
                 liśc laurowy, kaszę, kostki rosołowe i wlewamy wodę. Gotujemy
                 na małym ogniu 20 minut, mieszając.Zdejmujemy z ognia, dodajemy
                 śmietanę, doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
                 Zawartość garnka rozsmarowujemy na  natłuszczonej masłem blasze
                 na wierzchu smarujemy musztardą, posypujemy tartą bułką i natką.
                 Wstawiamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy 20 minut,  w temp.
                 200 stopni C.  Dobre na przegryzki lub do  soku warzywnego.

wtorek, 25 stycznia 2011

111. Tabu

Mam pytanie: czy o wszystkim, wszyściutkim rozmawiacie ze swym
partnerem? Celowo nie piszę z mężem , bo wiem, że  nie każdy związek jest
usankcjonowany umową ślubną. A może są tematy "tabu", o których nigdy nie
rozmawiacie?
A jak to wygląda na linii Wy -  dzieci?  Czy potraficie porozmawiać z nimi na
każdy temat? Czy też są takie tematy, na które nigdy z dziećmi
nie rozmawialiście  i nadal nie rozmawiacie?

Przyznam się bez bicia - zaczęłam się  nad tym zastanawiać dziś rano, po
przeczytaniu  postu Zgagi. Przyszło mi też na myśl kilka moich koleżanek,
które gadatliwe z natury, na pewne tematy z mężem lub dzieckiem nigdy nie
rozmawiały.

Z tego, co wiem dzięki koleżankom, co najmniej 80% z nich nigdy nie
rozmawiało ze swymi dziećmi na tematy prokreacji, uważając, że przecież
są w szkole lekcje biologii, na których  uczą się "tego rozmnażania",  więc
one już nie muszą niczego dodawać. Pamiętam ich wielkie zdziwienie,
gdy mówiłam, że to właśnie matka i ojciec powinni tę wiedzę przekazać
dziecku i to nie tylko od strony czysto biologicznej. Istnieje jeszcze sfera
emocjonalna, znacznie ważniejsza. Wiadomo, że młodych  dręczą dwie
rzeczy - ciekawość i harcujące w nich hormony.
Wśród moich znajomych królował pogląd - po prostu trzeba im seksu
zabronić,   uprzedzić córkę, że  z domu będzie się musiała wynieść, jeśli
coś się jej przytrafi. Najbardziej śmieszyło  mnie, że  "posiadaczki" synów
patrzyły się z wyższością na matki córek - przecież ich  synuś "nie zajdzie",
więc one nie  mają  kłopotu.
Pytałam  się dlaczego jednak nie porozmawiają i wiecie co - zawsze słyszałam
jedną odpowiedz- one po prostu się wstydziły rozmawiać na te tematy. Z nimi,
gdy były w domu, nikt nie rozmawiał,był to temat "tabu", a mimo tego wyszły
za mąż i mają dzieci.To nie ważne, że połowa tych małżeństw to było przymu-
sowe ochotnictwo, a dzieci wcześniakami względem daty ślubu.

Nie wykluczam, że jestem nieco przewrotną osobą, bo zawsze mówię,  że
mężczyzni to odrębny gatunek biologiczny  i ciężko się z nimi dogadać. Ale
jeśli już się tego  faceta ma na stałe koło siebie, to jednak trzeba z nim
rozmawiać o wielu sprawach - nie tylko o koniecznych w domu naprawach,
wydatkach, stopniach dzieci, planach wakacyjnych i tym podobnych
duperelach. Trzeba rozmawiać również o tym jak wygląda nasze życie
intymne, czego my oczekujemy , interesować się również jego oczekiwa-
niami w tej dziedzinie. A jeśli coś nie gra,  któraś ze stron nie ma ochoty
na seks, to sytuacja tym  bardziej wymaga rozmowy, wspólnego omówienia
problemu, a nie czekania na cud.
 Nie uważam za właściwą sytuację, gdy nasza najbliższa koleżanka wie, że
my unikamy zbliżeń, bo nie czerpiemy z tego żadnej satysfakcji lub jakaś
dolegliwość nam to uniemożliwia, a nic o tym nie wie nasz partner. Dla
mnie taka sytuacja jest niezbyt normalna.
Mam bardzo długi staż małżeński, jestem  choleryczką, nieraz  całkiem
porządnie się pokłócimy, ale nie znam z własnego podwórka instytucji
"cichych dni". Przecież zawsze wszystko można sobie wyjaśnić, nawet po
awanturze.
No to jak? Są dla Was tematy "tabu" ?

sobota, 22 stycznia 2011

108. Sobotnie gotowanie odchudzające

Za oknem znów zimowo, na jezdniach ślisko, a naród szpuluje bryczkami jakby
było suchutko, a na dodatek każdy sam jeden w całym mieście.
Właśnie wróciłam z przejażdżki po zakupy. Same brzydkie wyrazy mi wyska-
kiwały z ust.

Weekend to dobry czas na przygotowanie czegoś do jedzenia. Ale dziś podam
Wam zupełnie inne przepisy. Będą to dania przyspieszające przemianę materii.
Zamiast "padliny" do kanapek proponuję ostra pastę jabłkowo-chrzanową.

Pasta jabłkowo - chrzanowa.
Składniki: 1średnia cebula, 1 łyżka oliwy, 1 jabłko typu szara reneta, 50 ml
                 wody,świeżo starty chrzan, sól
Wykonanie: na rozgrzanej oliwie smażyć przez 5 minut drobno pokrojoną
                 cebulę,aż się zeszkli. Dodac drobno pokrojone jabłko, gotować do
                 miękkości, by uzyskać mus. Gdy masa wystygnie dodać świeżo
                 starty chrzan i osolić do smaku.

Na obiad możemy zrobić kurze udko na ostro.
Składniki:  2 udka kurze,  sok z  1 i 1/2 cytryny, 1/2 drobno pokrojonej cebuli,
                 100 g jogurtu, 1 ząbek czosnku, 1 łyżka świezo startego imbiru,
                  1/2  łyżeczki ziaren kolendry, 1/2 łyżeczki kardamonu , 1/2 łyżeczki
                  soli, szczypta papryki w proszku, szczypta chili.
Wykonanie: Zdejmujemy z  udek skórę i smarujemy mięso sokiem z cytryny,
                   wstawiamy do lodówki. Cebulę, czosnek, imbir, kolendrę, kardamon
                   oraz pozostały sok z cytryny i sól- miksujemy.Teraz dodajemy do
                   masy jogurt, chili i paprykę, mieszamy.Układamy udka w naczyniu
                   nadającym się do piekarnika, smarujemy je dokładnie pastą i
                   pozostawiamy w lodówce na 4 godziny.Można również przygotować
                   wszystko wieczorem i  zostawić na noc w lodówce. Piekarnik
                   rozgrzewamy do 180 stopni i pieczemy udka 25 minut.
                   Podajemy z brązowym ryżem, pamiętając, że pojemność naszego
                   żołądka  to zaledwie 2 zamknięte nasze garści suchego ryżu. Do
                   tego surówka z cykorii z cząstkami pomarańczy, skropiona sokiem
                   z pomarańczy.

A wieczorem nie jemy kanapek, ale zupę. Najlepiej jarzynową, na bazie rosołu
warzywnego własnej roboty. Możemy ją doprawić gałką muszkatołową, gdy
jest w niej przewaga ziemniaków. Możemy na bazie takiego rosołu ugotować
różne zupy, przepisy podam  następnym razem. I podam też  przepisy na
inne pasty do chleba oraz na ciepłe śniadania.

No dobrze, przyznam się, przystępuje do redukcji wagi. Fachowo to brzmi,
prawda?

czwartek, 20 stycznia 2011

107. Post scriptum

Oczywiście, sprawa opisana w poprzednim poscie ma drugie dno. Tak się
składa, że w tej samej firmie pracuje mój znajomy, o czym opisywana  przeze
mnie panienka i jej mama nie mają bladego pojęcia i ja już od dawna wiedziałam,
że z takim zaangażowaniem do pracy, to panienka długo nie  popracuje.
W dniu przyjęcia do pracy nikt nie ukrywał przed  nią,  że będą dni,  gdy
są tzw. "piekło i szatany" i wtedy wiekszość pracowników musi pracować na
najwyższych obrotach a nie buszować po internecie w celach rozrywkowych.
W końcu  prawie 5 tys. na rękę nie dostaje się za frajer. Początkowo dziewczę
nawet pracowało dobrze, ale  potem zaczęła się obijać, ciągle  z czymś nie
zdążała i zaczęto się jej przyglądać. Ludziom się wydaje, że jeśli siedzą sami
w pokoju, to szef nie wie co robią, bo kamery nie ma. Kamery nie ma, ale jest
komputer włączony do biurowej sieci, jest admin tej sieci, który ma na ten
sprzęt oko - nie tylko od strony technicznej, czego ludzie nie biorą pod uwagę.
Gdy panienka traciła pół godziny dziennie na serfowanie w sieci, szef jej nic
nie powiedział, ale gdy doszło do 2 godzin dziennie - wezwał na rozmowę.
Nie wiem o czym była, ale panienka od tej pory zajęła się obgadywaniem
swego szefa i jego żony oraz szukaniem pracy. Nie wiedziała tylko, że jej
sprzęt jest teraz pod stałą obserwacją a szef w ciągu 15 minut wiedział, co
dziewczę na kompie "wymodziło".
Być może, że ja jestem szantrapa, ale wg mnie to nie płacą nikomu za
wizyty na NK, FB, portalu randkowym itp., chyba , że czyjaś praca właśnie
na tym polega. W jej obowiązkach służbowych nie było słowa o przeglą-
daniu owych portali. Wiem, że gdyby panienka zaglądała na różne strony
internetowe związane z jej pracą, nikt nie powiedziałby marnego słowa.
Dziewczę za bardzo uwierzyło w niezwykłość swych atutów - perfekt
opanowane 4 języki, kilka kursów podyplomowych i uroda - rozmiar 36,
włosy do połowy pleców, nogi niemal do szyi.
We wszystkim umiar wskazany, jak mawiali starożytni Grecy.

środa, 19 stycznia 2011

106. Szantrapa

Zadzwoniła dziś do mnie jedna z koleżanek i zaczęła się żalić,  że jej córka
straciła właśnie pracę. Ale ona, tzn. jej córka, nie popuści, bo została zwolniona
bez powodu i ma zamiar zgłosić tę sprawę do odpowiednich czynników.
Rozumiem zdenerwowanie mojej rozmówczyni, bo niezbyt człowiekowi miło
gdy dostaje wymówienie. Zwłaszcza, że praca była naprawdę dobrze płatna.
Zaczęłam podpytywać i okazało się,  że pracodawca "był podły, podglądał
jej korespondencję".  Jak w większości dużych firm administrator sieci ma
wgląd w to, co personel na komputerze wyprawia. Panience zarzucono, że
za dużo czasu poświęca na wertowanie NK i innych podobnych portali,
prowadzenie zupełnie prywatnej  korespondencji i.... pisanie bloga.
Cierpliwość  szefa wyczerpała się w chwili, gdy odczytał  list konkurencyjnej
firmy z zaproszeniem panienki na rozmowę.
Moja koleżanka była autentycznie oburzona - "przecież szef naruszył tajemnicę
korespondencji !"
No a czyj był ten komputer? -zapytałam głupawo.
"No jak to czyj, jej, pracowała na nim". To znaczy był to jej laptop przytargany
z domu? - pytałam dalej.
"No nie, ten biurowy". A więc komputer był służbowy, internet opłacany przez
firmę i pisała to wszystko w czasie służbowym, czy tak?  "No tak", baknęła.
"No ale nie powinien był jej zwolnić, przecież każdy ma prawo do przerwy"-
uparcie broniła córki.
Więc beznamiętnie wyjaśniłam, że przecież jej córka codziennie ma 1 godzinę
przerwy na lunch, którą spędza w domu, bo  mieszka 200 m  od biura, więc
to serfowanie po sieci nie odbywało się w czasie przerwy, lecz w pracy.
I, że  gdybym  ja była na miejscu jej szefa, to juz dawno nie byłaby moim
pracownikiem.
W słuchawce zaległa cisza, a potem padło tylko jedno słowo -  "szantrapa".
Więc jeśli chcecie poznać szantrapę - proszę bardzo, to ja.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

105.Jaka jestem? Taka jakaś....

Tak naprawdę wystarczyłby jeden wyraz do określenia tego, jaka jestem -
bo ogólnie rzecz ujmując jestem dość wredna.
1. Po pierwsze - to kocham siebie, za : brak optymizmu i fatalizm, również i
za to, że nauczyłam się asertywności. I za to, że jestem pełna sprzeczności.
2. Jestem wielce udomowioną kobietą, a jednocześnie nie lubię większości
prac domowych, czyli sprzątania, prania, prasowania, zmywania.
3. Jestem leniuchem , potrafię pół dnia poświęcić tylko na to, by wymyślić
sposób wykonania różnych rzeczy tak, by się nie napracować.
4. Lubię gotować, a właściwie to eksperymentować w kuchni.Niemal każdy
przepis "przerabiam", głównie po to, żeby mieć mniej pracy.
5. Jestem łakomczuchem - wszystkie owoce, orzechy, gorzka czekolada ,
są moją słabością.
6.. Jestem ofiarą swej pasji z lat dziecięcych -chodziłam do baletu, raptem
1 rok. Kontuzja kolana zakończyła moją karierę, do dziś mam problemy.
7. Gdy się zaczytam, zapominam o wszystkim dookoła - już kilka razy
 wymieniałam komplety garnków.
8. Jestem niesystematyczna, rozpoczynam po kilka prac na raz i często
rozpoczęta praca leży odłogiem i nabiera  "mocy urzędowej". Rekord -
zaczęłam szyć córci bluzkę gdy miała z  10 lat, przypomniałam sobie o niej
gdy wyprowadzała się z domu.
9. Cierpię na swoiste "chciejstwo" - chciałabym wciąż uczyć się nowych
technik. Marzy mi się zrobienie maleńkiego witrażyka techniką
Tiffanny'ego,   poznanie techniki pergamano, praca z masą modelarską,
zrobienie  gobelinu kilkoma różnymi ściegami ( a jest ich 300).
A powinnam uczyć się niemieckiego, ale jakoś mało to mnie pociąga.
10. Denerwuje mnie, gdy ludzie nie rozumieją, że niczego nie ma w życiu
za darmo, choć walutą nie zawsze są pieniądze.
11. Wpienia mnie bezmyślność , brak konsekwencji, brak odpowie-
dzialności za własne czyny. Unikam takich osób jak ognia.

Chyba wystarczy tej wiwisekcji, prawda?

A teraz poproszę o udzielenie odpowiedzi:
Elę, siedzącą przy kominku,
Beatę,  zastępczą mamę odrzuconych dzieci,
Serpentynę, krążącą ścieżkami za Oceanem

Napiszcie o sobie to,czego jeszcze nie wiemy, choć czytamy Wasze blogi.

104. Bardzo leniwy weekend




Co robiliście w weekend?  Bo ja przeważnie spałam - ta rozkoszna ciapciowata
pogoda działała na mnie jak tabletka nasenna. Wystarczyło bym klapnęła przed
telewizorem i.....odpływałam w sen. Z rzeczy pożytecznych to zrobiłam dla
wnuczka myszkę ( a raczej dwie) z jego ukochanej dobranocki "Krecik", tudzież
pieska, oraz udało mi się wyhaftować pewną "zaległość", czyli 1/4 bieżnika.
Czekają jeszcze trzy takie fragmenty, potem tylko zostanie obrębienie, obszycie
koronką , wypranie, wyprasowanie i pojedzie do swej właścicielki.  Myszki nie
 mają wąsików, co nie jest niedopatrzeniem - gdy się ma 2 lata to skubie się to
co sterczy, więc wąsików nie ma.
                                                    ***
Poza tym udało mi się nieco poczytać prasę i nie zasnąć przy tym. Rozbawiły
mnie niemal do łez przyznane różnym  ludziom i zdarzeniom Tytuły Roku.

Kobieta Roku    - została nią matka blizniąt, z których każde było poczęte
z innym mężczyzną;

Człowiek Roku - nieznany mężczyzna spoczywający w sarkofagu na Wawelu;

Wydarzenie Roku - fakt, że każdy wierzący, chilijski górnik- katolik  oprócz
żony ma przynajmniej 2 kochanki;

Bubel Roku  - to chyba jasne, instytucja znana jako PKP;

Paranoja Roku - teoria spiskowa (o sztucznej mgle) związana z katastrofą pod
Smoleńskiem;

Zwierzę Roku  - ośmiornica Paul, przepowiadająca wyniki meczów na ostatnim
Mundialu;

Cwaniak Roku - amerykański reżyser koncertu 30-lecia Solidarności;

Idioci Roku - para Anna Fotyga i Antoni Macierewicz, za  wyprawę do USA na
spotkanie z nieżyjącym kongresmenem Rayburnem;

Narzędzie Roku - p.prezydent Komorowski jako "narzędzie do przepychania
ustaw i zapalania żyrandoli";

Ofiara Roku - Polska, jako element nazwy  partii Polska  Jest Najważniejsza;

Kicz Roku - monument Jezusa w Świebodzinie;

Najlepszy Happening -  walka o krzyż na Krakowskim Przedmieściu;

Martyrologia Roku  - chwila, w której  Jarosław Kaczyński, po zażyciu leków,
uznał Rosjan za przyjaciół.

Tegoroczne tytuły rozdane zostały w klubie "Kawalerka" na Gdańskiej
Starówce".
 A wszystko to zgrabnie opisał Krzysztof Skiba w 2 nr tygodnika "Wprost".
                                              ***
Wyczytałam w komentarzach pod poprzednim postem, że Aga  "klępnęła"
mnie do nowej zabawy - czyli  mam coś napisać o swych wadach.
Ale to już jutro zrobię, nie lubię robić rachunku sumienia w poniedziałek:)

środa, 12 stycznia 2011

103. " O roku ów"

Nie, to nie będzie fragment Księgi XI  "Pana Tadeusza". To moja reakcja, gdy
doszłam do siebie po zakrztuszeniu się kawą. Zawsze zapominam,  że picie
płynu i  rechotanie może się skończyć bardzo zle.
O niekontrolowany wybuch śmiechu przyprawił mnie artykuł dotyczący
letnich  igrzysk olimpijskich  w 2012 roku. Dotychczas miłośnicy teorii
końca świata w 2012 roku typowali dwa  powody: pierwszy to przepowiednia
z kalendarza Majów, druga to globalna katastrofa związana a nadmierną
aktywnością Słońca i podmuchem wiatru Słonecznego, który zniszczy całą
infrastrukturę energetyczną naszej  planety. O ile ten pierwszy powód jest
dość łatwy do obalenia o tyle ten drugi może dać do myślenia  i obaw, jak
to z tą aktywnością Słońca będzie. Tyle tylko, że my i tak na to nie będziemy
 mieli żadnego wpływu.
Ale ta ostatnia wersja, powstała wśród brytyjskich wielbicieli wszelkich
teorii spiskowych powala na kolana.
Nie wiem, czy ktoś z Was widział logo tych igrzysk i ich maskotki -  jak dla
mnie wyjątkowo szkaradne- i logo i maskotki. Logo to  kanciaste cyfry
2012 rozmieszczone na bazie kwadratu, na górze 2 i 0, na dole 1 i 2, w środku
równoległobok, pewnie wyobrażający stadion.  Cyferki są czerwone, na dwójce
napis "london", na kanciastym  zerze pięć kół olimpijskich, ale wszystkie tego
samego koloru. A maskotki to dwa cyklopy-koszmarki, nazwane Wenlock
i Mandeville, przypominjące jakieś ufoludki z filmików rysunkowych dla
dzieci. Przy nich to nawet Teletubisie są nieprzeciętnej urody.
No i zaczęło się:  miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że wszystko zacznie
się w chwili inauguracji igrzysk. W pewnym momencie stadion, na którym
będzie trwała uroczystość otwarcia, zostanie zaatakowany przez - kosmitów.
Ale tak naprawdę to nie będą kosmici, to będą  członkowie organizacji
Nowy Porządek Świata, by mieć pretekst do dokonania globalnego zamachu
stanu. Spanikowana ludność (Wells się kłania) przerażona najazdem "obcych"
zrezygnuje ze swych swobód obywatelskich, a wtedy  organizacja  "NPŚ",
składająca się z masonów, elitarnego stowarzyszenia Bildeberg, zakonu
iluminatów, członków dynastii królewskich oraz  Rockefellerów i Rothschildów
przejmie władzę.  Stworzą jeden światowy rząd, jedną   gospodarkę oraz
jedną religię. W obiektach wznoszonego teraz  Parku Olimpijskiego będzie
miało swą siedzibę centrum Nowego Porządku Świata. A w tych mało
urodziwych kanciastych cyferkach ktoś się dopatrzył napisu "zion" czyli po
polsku Syjon, skąd wysnuto wniosek, że pośród podlondyńskich  łąk ma
powstać Nowe Jeruzalem.
Ja  rozumiem, że grypa jest zakazna, bo to wirusy, ale głupota???
No i chyba nie dziwicie się, że mało się nie udusiłam  ze śmiechu. Więcej
możecie wyczytać w ostatnim Forum.

wtorek, 11 stycznia 2011

102. Powódz

Mogę już  pomału wracać do normalności, więc się rozsiadłam przed TV i
bardzo się zdenerwowałam.
W australijskim stanie Queensland jest niestety gigantyczna powódz - istny
potop biblijny. Prawie cały stan jest pod wodą.
Przy rozmiarach australijskiej powodzi, to co było u nas to małe piwo.
W Australii nawet dzikie zwierzęta  zostały zaskoczone przez naturę.
Dotychczasowe anomalia pogodowe w tym rejonie sprowadzały się do
wieloletnich susz i  gigantycznych pożarów. Ostatnia susza, która ustąpiła
zaledwie 2 miesiące temu, trwała..... 10 lat.
Meteorolodzy twierdzą, że to nie koniec anomalii pogodowych, spodziewają
się jeszcze kilku w tym sezonie cyklonów i związanych z nimi dużych opadów.
Powrót do normalności nie będzie prosty ani szybki.
Stan Queensland to zagłębie węglowe, prężna baza cukrownictwa, oparta na
 trzcinie cukrowej, to wielohektarowe pola pszenicy, bawełny, plantacje
owoców.
Nie zdawałam sobie dotąd sprawy , że aż 37 % światowych dostaw węgla
pochodzi właśnie z Australi, a większość wydobywana jest własnie w zalanym
wodą stanie.
A największym odbiorcą tego "czarnego złota" są Chiny, ktore zużywają go do
produkcji stali. Stal pochodząca z Chin stanowi aż 44% produkcji  w skali
całego świata. Wniosek - podskoczą na rynkach światowych ceny stali.
Poza tym Australia jest drugim co do wielkości światowym producentem
węgla używanego w ciepłownictwie, co w połączeniu z ostrą zimą na
półkuli północnej spowoduje zwyżkę cen paliw opałowych.
Cukier już zdrożał na giełdach towarowych, bo zła pogoda     jest również
na plantacjach trzciny cukrowej w Indiach.
W ub. roku Australia była czwartym na świecie eksporterem pszenicy. Po
tej powodzi z całą pewnością pszenica nie będzie się nadawała do przerobu
na mąkę, bedzie  przeznaczona jedynie na paszę. Ale powódz to nie tylko
zalane  pola pszenicy, to zalane drogi i linie kolejowe, którymi czekająca na
transport pszenica wyprodukowana na wschodzie Australii nie może być
dostarczona do portów zachodniego wybrzeża.
Queensland jest równie owocowo-warzywnym zagłębiem Australii, więc
świeże warzywa i owoce  w  samej Australii zdrożeją kilkakrotnie.
Całkowitemu zniszczeniu uległy plantacje melonów, mango i bananów.
A wysoki poziom cen z pewnością utrzyma się przez kilka miesięcy.
Staliśmy się rzeczywiście globalną wioską. Gdy na jednym jej końcu
zatrzęsie się ziemia, fale rozejdą się po całym jej terenie. I nie ma się co
oszukiwać- to, że  jesteśmy daleko, nie uchroni nas wcale od finansowych
skutków powodzi w Australii.

Dane liczbowe z Forum 2/2011

piątek, 7 stycznia 2011

101. Sernik leniwej gospodyni

Już nie mogę wyleżeć, wszystkie kosteczki mnie od leżenia bolą, więc muszę
trochę posiedzieć.
Muszę się Wam do czegoś przyznać - większość ciast piekę "na oko" i nie
mam nigdzie zapisanego przepisu. Bardzo często w trakcie przygotowywania
zmieniam coś i czasami nie jest to najlepsza zmiana. Ale ten sernik piekę dość
często i tylko zmieniam "wkład" do sera.
Składniki:        (na tortownicę o średnicy 22cm)
500 g sera wiaderkowego,
3 całe jajka + 1 żółtko,
ok. 200 g drobnego cukru (ale nie pudru)
ok.200g masy kajmakowej ,czyli masy krówkowej z orzechami lub czekoladą.
(Kupiłam małą puszkę o zawartości 397g i dałam połowę)
Duża garść rodzynek
1 paczka ciasteczek "Digestive"., z czekoladą lub bez,
1 opakowanie "sernixu" ,
1  budyń waniliowy w proszku
1 cukier waniliowy
50g rozpuszczonego masła.
Przygotowanie:
Zaczynamy od wyłożenia tortownicy papierem do pieczenia. Paczkę ciastek
"digestive"  zamieniamy na proszek przy pomocy drewnianego tłuczka (wersja
w misce), lub wkładamy je do torebki plastikowej i wałkujemy na proszek.
Do sproszkowanych ciastek dodajemy rozpuszczone masło i starannie je
mieszamy, następnie wykładamy tym dno tortownicy, starannie przyciskając.
Tortownicę wkładamy na 30 minut do lodówki ( ja do zamrażalnika, bo w lo-
dówce mam zawsze za ciasno).
Miksujemy cukier, 3 jajka + 1 zółtko i masę kajmakową i gdy cukier się
już całkiem rozpuści , a masa równo zmiksuje, dodajemy ser i znów miksujemy.
Dodajemy do masy  rodzynki, wsypujemy "serniks" i paczkę budyniu oraz cukier
waniliowy.
 Całość miksujemy do połączenia się składników. Włączamy piekarnik ,  masę
wlewamy  do tortownicy, piekarnik z termoobiegiem nastawiamy na 180 stopni,
pieczemy około godziny, do prawie suchego patyczka.
Po upieczeniu wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i pomału studzimy.
Ja wyjmuję  po godzinie od wyłączenia piekarnika.
Patenty:
Papier do tortownicy przyklejam margaryną, a tortownicę stawiam na
środkowej szynie, na kratce, na którą kładę folie aluminiową, by nie wyciekł mi
tłuszcz z tortownicy na dno piecyka.
                                             ***

I jeszcze jeden przepis   "Marokańska zupa mleczna"
Składniki:
1 litr mleka pełnotłustego, podwójna pierś kurczaka (bez skóry),
łagodne curry, pieprz ziołowy. olej lub masło klarowane, do smażenia.

Zaczynamy od pokrojenia w kostkę kurczaka, wkładamy go do miski,
skrapiamy nieco olejem i posypujemy przyprawami. Po 20 minutach
obsmażamy na rumiano mięso. W międzyczasie wlewamy do garnka mleko i
podgrzewamy. Nim się zagotuje, wkładamy do niego kawałki kurczaka,
zmniejszamy gaz i gotujemy na małym ogniu 1 godzinę. Nie wiem dlaczego, ale
to mleko z kurczakiem nie kipi.
Po godzinie mamy pożywną zimową zupę, do której mozna podac grzanki lub
nie słodki groszek ptysiowy.
Zupę można oczywiście odrobinę posolić, ale już na talerzu.
Jest to jedyna zupa mleczna, którą jadam.
                                             ***
Idę dalej chorować, choć bardzo mi się to już  znudziło.
A pan doktor  rozczulił mnie do łez, bo powiedział, że to bardzo, bardzo zle, że
zachorowałam na  anginę. Ja też tak myślę, ostatni raz anginę miałam ze 30 lat
temu, więc nieco wyszłam z wprawy.
                                             ***
Dziękuję Wam wszystkim za podtrzymywanie mnie na duchu i życzenia zdrowia.
Jesteście Kochane.

czwartek, 6 stycznia 2011

100. Muszę się wyżalić

Mam nadzieję, że jeśli się wyżalę to mi będzie lepiej. Bo jest  mi zle - mam
wspaniałą, ropną  anginę, a do tego bolą mnie ostro stawy i nie mogę
pobawic się tym, co dostałam pod choinkę. Od wczorajszego wieczora
konsumuję antybiotyk w postaci tabletek, do tego mam antybiotykowego
"psikacza" do gardła i czuję  się mocno poszkodowana, że  nie mogę
wypróbować szklącego lakieru. Jeść też nie mogę, ale to może nawet
dobrze. Okazało się, że połykanie mięciutkiego, pysznego sernika z dodat-
kiem masy krówkowo-orzechowej jest tak samo bolesne jak łykanie innych
pokarmów.
Ale mogę na szczęście czytać i odświeżam swą znajomość z powieściami
Michała Choromańskiego. Mam wrażenie, że  najbardziej znaną jego
powieścią  jest zekranizowana "Zazdrość i  Medycyna". A ja właściwie
lubię wszystkie jego powieści. Aktualnie czytam "Różowe krowy i szare
skandalie". Akcja  przebiega gdzieś w Polsce międzywojennej, pomiędzy
Tatrami a Bałtykiem, w małej, zupełnie  nieciekawej mieścinie.
Choromański przecudnie opisuje ludzi  z tej prowincjonalnej mieściny -
są to lata dwudzieste, a więc niedługo po odzyskaniu niepodległości, gdy
do Polski powracali mieszkańcy kresów, a każdy przywoził ze sobą nie
tylko dobra materialne ale i kulturowe.
Choromański po mistrzowsku opisuje całą tę społeczność -wszyscy
odseparowani wobec siebie murem nieufności, spoglądający na siebie z
niechęcią lub zazdrością, tkwiący w starych przyzwyczajeniach, niezado-
woleni a jednocześnie pozbawieni inicjatywy.
Tak było zaraz po odzyskaniu niepodległości, gdy w jednym miejscu znalezli
się ludzie mówiący wprawdzie jednym językiem, ale wychowani w zupełnie
innych warunkach.
Ale....gdy tak się chwilę zastanowić to powieść Choromańskiego niewiele
straciła na aktualności - pomimo likwidacji analfabetyzmu, trafieniu "pod
strzechy" szkół, książek, radia, telefonów komórkowych, telewizji a nawet
komputerów - mentalność  rodaków niewiele się zmieniła. Nadal główną
cechą jest wzajemna  nieufność, brak chęci wspólnego działania, czekanie
na cud spełnienia się marzeń, wszechobecne plotkarstwo,   przekonanie
o własnej wyższości nad innymi.
Ktoś może zarzucić Choromańskiemu, że    przecież opisał jakieś małe,
zapyziałe miasteczko a nie cały kraj. Musimy tylko o jednym pamiętać-
znacznie więcej jest u nas takich małych, szaro-burych miasteczek niż
dużych pięknych miast z dostępem do wszystkich zdobyczy kultury i
techniki.
No to wracam do łóżka, z Choromańskim :)))

P.S.
Sernik robiłam sama, wykonanie bajecznie proste, jeśli będzie zapo-
trzebowanie na przepis - podam następnym razem.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

99. Obiecałam

Obiecałam Eli, że "wrzucę" zdjęcie  choinki, więc obietnicy dotrzymuję.
Pierwszego dnia musiałam co chwilę coś zdejmować z choinki, bo
maluch chciał zabawki potrzymać w łapinie i.....dac im buzi. No i
musiałam się zdrowo nagadać, by z nim razem omówić co to i w jakim
jest kolorze. Bo kolory też już rozróżnia, tylko pink jest
dla niego akurat "lila".
Górnym tłem choinki są mojej  roboty  gobelinki wg Tiffanny'ego.

98. Wróciłam

To całkiem zabawne wracać, gdy się nigdzie nie wyjeżdżało.
No i mamy tak zwany Nowy Rok. Jesli idzie o mój stosunek do tego czegoś,
zwanego Nowym Rokiem, to nigdy nie mogłam pojąć po co cały ten cyrk i
z czego tu się cieszyć. Przybywa nam kolejny rok zmagań z życiem, czasem
nowe zmarszczki i siwe włosy a roztropności nie zawsze.Sama sobie zawsze
życzę dostatecznego dystansu do otaczającej mnie rzeczywistości.
                                          
Pomimo różnych pogodowych kłopotów córka z  mężem i dzieckiem
przylecieli, samolot  przyleciał zaledwie z dwugodzinnym opóznieniem.
Malucha widziałam "na żywo" gdy miał 10 miesięcy, teraz ma prawie 2 lata.
Ilekroć córka mi  opowiada o nim na Skype, podchodzę do tego z pewną
rezerwą, bo wiadomo - każda mama widzi w  swoim dziecku  małego geniusza.
Ale muszę zwrócić honor - mały jest naprawdę świetny. Po pierwsze  dzieciak
jest dwujęzyczny- mówi i po polsku i po niemiecku, a do tego śpiewa piosenki
po angielsku. I on naprawdę śpiewa - bez trudu odtwarza melodię.
Skłamałabym mówiąc, że go dobrze rozumiałam - rozumiałam tylko to, co
mówił po polsku, bo ja niemieckiego nie znam wcale. A dziecko rozumie oba
języki i na pytanie zadane po polsku odpowiada po niemiecku. Wyraznie sobie
upraszcza sprawę, bo część wyrazów jest naprawdę łatwiejsza do wymówienia
w języku niemieckim.  Zresztą buzia mu się nie zamyka - gdy sam czymś się
bawi to też cały czas  "nawija". A najmilsze zajęcie to oglądanie książeczki,
w której jest wydrukowany cały alfabet i namalowane zwierzęta  lub przedmioty
zaczynające się daną literą. Cwaniaczek potrafi nazwać każdą literę alfabetu, a
do tego wyszukać ją w innej książeczce. Liczy po niemiecku do dziesięciu, po
polsku tylko do pięciu, ale cyfry odnajdzie, nawet gdy  powie się je po polsku.
Gdy liczy pamięciowo -mówi "dziesięć", ale gdy odczytuje to jest - " jeden i
zero". No i fajnie, bo on dopiero za kilka dni skończy dwa lata.
Może jestem niedzisiejsza, ale nieco mnie przerażają jego umiejętności.
Kierowniczka  żłobka  chce go po wakacjach skierować już do przedszkola.
                                          
Jestem ciekawa   jaki będzie drugi chłopaczek. Na razie córka wyglada
jakby połknęła b. dużą plażową piłkę i mam  wrażenie, że nawet w czasie
tego ich pobytu "piłka" się nieco powiększyła.
A tak w ogóle to jestem wykończona , bo nie tylko tańczyłam wśród garów,
musiałam również bawić się z dziecięciem. Co za szczęście, że nie jest
drobiazgowy i moje helikoptery i samoloty spełniały jego wymagania.
Podobnie jak  uproszczone "konstrukcyjnie" tunele.  Furorę zrobił tutorial
Akwarelii - malowanie jesiennego pejzażu . Tyle tylko, że musiałam te
filmiki kilka razy puszczać, raz za razem.
                                           
Dziś towarzystwo odleciało a ja zabieram się za zasłużony odpoczynek.