drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 30 listopada 2012

Padłam

Wróciłam dziś z  ostatnich zajęć i króciutkiego wypadu na zakupy
i padłam.
Wypiłam herbatę, rozłożyłam odwłok przed TV i jedyne co pamiętam
to głos pana redaktora, że  Kowalczyk nie weszła do finału. Obudziłam
się około 20-tej.
Mam nadzieję, że to tylko zmęczenie a nie początek jakiegoś
paskudztwa.
Wczoraj wieczorem mojego ślubnego  ruszyło "dziadkowe"
sumienie i dziś przyjechał po mnie, by razem ze mną pojechać
dokupić ten koszyk dla małego.
I teraz wyposażenie w "towar" wygląda jak wyżej.

Samochodziki dla młodszego też zakupiliśmy, jutro
wszystko zapakuję i w poniedziałek wyślę w świat.
A jutro muszę  odrobić domowe zaległości, bo produkcja
zabawek odsunęła wszystko na plan dalszy, wręcz bardzo
daleki.
I wreszcie będę mogła zabrać się do koralikowania. Mam
kilka nowych pomysłów ale i kilka zaległości.

W holu budynku,  w którym mieści się "moja" przychodnia
rehabilitacyjna, zorganizowano dziś kiermasz wyrobów
regionalnych.
Pozaglądałam do tych stoisk i na zaglądaniu się skończyło.
Przede wszystkim nie kupuję ostatnio wędlin  "w kawałkach",
ale krojone, a tu nikt nie posiadał krajalnicy. Druga rzecz to
ceny, które się zaczynały od 35 zł/kg za zwykłą kiełbasę.
Rodzime sery też były wielce  "drogocenne" niczym rodem
z Francji. Nie mam zwyczaju zwracać sprzedawcom uwagi,
że towar wydaje mi się za drogi, po prostu nie kupuję,
zwłaszcza gdy nie znam tych wyrobów.
Ale jedna z klientek nie wytrzymała i wygłosiła expose,
że z takimi cenami to mogą się już pakować z powrotem,
bo nikt  nie zakupi szynki  w cenie 50zł/kg i pierogów
 po 40 zl/kg. Klientka była wyraznie  "na fali", więc się
wyniosłam nie czekając na efekt owej przemowy.

Korci mnie, by zamówić sobie  "pod choinkę" dwie
książki; "Sztuka minimalizmu w codziennym życiu" pióra
Dominique Loreau   i  "Trafny wybór"   J.K.Rowling.
Może ten  minimalizm w codziennym życiu pomógłby
mi zaprzestania gromadzenia różnych przydasiów?
No a Rowling wszak popełniła Harry'ego Pottera,  lubię
ją czytać. Ponoć to dobrze napisana książka., tym razem
dla dorosłych.

środa, 28 listopada 2012

MIx

Gdy w końcu listopada jest +10 to chyba nie jest to stan normalny.
Dziś było tak gorąco  na salach, że trzeba było włączyć klimę, choć
kaloryfery są całkiem przykręcone.
A tak ogólnie to gonię resztką sił  - sama myśl, że jeszcze dwa dni
ćwiczeń,  odbiera   mi chęć do życia. To chyba z powodu tej pogody.
                                       ****
Poza tym mam  kiepski humor. Byłam dziś w pewnym dużym
markecie i wdepnęłam w regały z zabawkami , żeby popatrzeć na
samochodziki. I coś mnie podkusiło, że zajrzałam również w regał
z zabawkami dla dziewczynek i aż skamieniałam z wrażenia-  na
jednej z półek stały koszyczki z  towarem do sklepu spożywczego.
Koszyczek zawierał 50 elementów wykonanych z plastiku , takiego
zupełnie zwykłego.Wprawdzie truskawka była tej samej wielkości
co gruszka, a pomarańcza wyglądała jak koło od traktora, ale były
też naprawdę udane miniaturki butelek z mlekiem, pudełek z sokiem
owocowym, puszka z konserwą rybną i jeszcze kilka torebek
z  produktami sypkimi jak cukier, mąka  itp. I to wszystko raptem
za 25 zł. Gdybym była sama, z całą pewnością zakupiłabym ten
koszyczek, bo podobały mi się te miniaturki, ale mój mąż  ostro
zaprotestował. Poza tym szarmancko stwierdził, że "moje" produkty
są  o wiele ładniejsze, a te miniaturki nie będą  do nich pasowały.
No nie wiem, może ma rację?
                                       ****
Chyba pomału naród szykuje się do świąt. Dziś panie oczekujące
na swą kolejkę do ćwiczeń  licytowały się, która z nich będzie
miała mniej gości z tej okazji. Wygrała ta, która przewidywała, że
do wigilijnego stołu zasiądzie tylko 8 osób. I do tego będzie to
oaza skromności wigilijnej - karp w trzech wersjach, dwie  wersje
pierogów, 2 wersje kapusty, jedna biała, druga "modra", będzie
pure z kartofli i włoskiej kapusty,  zupa rybna i rosół grzybowy,
obowiązkowo kompot z suszonych owoców, obowiązkowo
makowiec, kutia, sernik i  orzechy z miodem.
Jak się domyślacie, nie brałam udziału w licytacji,  ale wygrałabym
w cuglach.
Miałam wielką ochotę powiedzieć tej pani, by obok każdego
talerza położyła choć ze dwie tabletki Raphacholiny.

niedziela, 25 listopada 2012

Filcaki

Doświadczalnie stwierdziłam,  że "towar" zrobiony z modeliny lub glinki
nie wytrzyma użytkowania niemal czterolatka i dwulatka.
Glinka reaguje na upadek ze stołu niczym krucha porcelana czyli
rozpada się na części pierwsze. Poza tym każde mocniejsze stuknięcie
powoduje odpryśnięcie wierzchniej warstwy, czyli farby wraz z lakierem.
Modelina wcale nie jest lepsza - też  łatwo ją unicestwić.
W związku z tym wczoraj zakupiłam arkusiki filcu, które służą między
innymi do wykonywania haftu koralikowego i zrobiłam na rozgrzewkę
takie rzeczy:
Mam nadzieję , że są rozpoznawalne.
A oprócz tego zrobiłam tort czekoladowy, dekorowany różyczką
Oczywiście też z filcu. Krem do dekoracji - z kordonku, zrobiony
szydełkiem.
A teraz idę dalej robić z płaskich kawałków filcu formy
przestrzenne. Życzcie mi powodzenia.


sobota, 24 listopada 2012

Mix

Uśmiałam się wczoraj -leżałam właśnie w "zacisznej" kabinie z
elektrodami na lędzwiach, rozkoszując się wędrówką prądowych
mrówek po mojej skórze, gdy dobiegły mnie odgłosy z kabiny
obok.Rozkładała się tam właśnie pacjentka, jednocześnie kończąc
rozmowaz jakimś faciem.
..."no i widzisz k...mać, dali mi sanatorium i to od 8 grudnia do końca
roku".
Facio na to: " no to ma pani jakieś chody, niech pani nie narzeka, tylko
pakuje  walizkę i  jedzie, bo teraz to 3 lata czeka się na sanatorium".
Za  ścianą usłyszałam teraz niezły rumor, co oznaczało, że pacjentka
legła na  kozetce i zaraz nastąpił ciąg dalszy:
..."no ale, k... ich mać, przecież są święta i nie wiadomo, czy chociaż
karpia  podadzą w wigilię? Bo to w Busku, nie nad morzem".
Na szczęście przyszedł fizykoterapeuta i podłączył ją do prądu i tym
samym  dyskusja na wysokim poziomie skończyła się.
Z tego wszystkiego zaczęłam się zastanawiać co ma karp do morza.
A może są jakieś morskie karpie?

                                         *****
A tak ogólnie to nastąpiła zmiana materiału, z którego robię "towar"
dla wnuczka. To co zrobiłam dotychczas wywalam do  kubła, bo
wczoraj doświadczalnie się przekonałam, że zabawki z tej glinki
nie przetrzymają ani jednego upadku.
Dziś zrobiłam mały rajd, zakupiłam kilka kolorów filcu i już zrobiłam:
2 marchewki z bajecznie pomarańczowego filcu, 5 grzybków typu
podgrzybek brunatny, jedną czerwoną paprykę, zaczęłam robić tort
czekoladowy. Dorobię jeszcze  jedną marchewkę, 2 papryki, winogrona,
sałatę, 3 ogórki. Zastanawiam się jak zrobić formy kuliste, czyli jabłka,
pomidory, mandarynki, gruszki.
Możecie się pośmiać, ja sama się zastanawiam czy się z siebie śmiać,
czy nad sobą popłakać.

                                        *****
Wieczorami, "na dobranoc" czytam  książkę A. Peake "Czy istnieje
życie po śmierci? Naukowa odpowiedz na pytanie, co się dzieje,
gdy umieramy". Podoba mi się, choć wymaga  ode mnie  bardzo dużej
koncentracji, bo strasznie tu dużo fizyki - aż musiałam nieco uzupełnić 
swą nikłą wiedzę w zakresie teorii kwantowej.
Coś mi się widzi, że tych 300 stron szybko nie przeczytam. Znów sobie
zadaję pytanie dlaczego nie poszłam na politechnikę na fizykę???
To naprawdę  tyle ciekawych rzeczy.
No to idę poczytać.

czwartek, 22 listopada 2012

Wiadomości z frontu

Jestem dziś przeszczęśliwa - po wczorajszych i dzisiejszych "merdaniach"
pani rehabilitantki wreszcie mi lepiej - chodziłam dziś  bez bólu. Nawet
spacer zaliczyłam, nadprogramowy.

Jak sami wiecie, podróże, nawet te malutkie kształcą. Wczoraj, gdy
wracałam do domu  autobusem widok pewnej młodej osoby sprawił,
że wyraznie pogłębiły się moje zmarszczki na czole.Siedziałam bardzo
wygodnie i obok usadowiły się 2 młode  istoty płci żeńskiej oraz
jeden okaz męski.
Jedna z tych młodych dam, ilekroć otworzyła buzię, błyskała dookoła
wszystkimi kolorami tęczy. Zazwyczaj staram się nie przyglądać zbyt
dokładnie ludziom, ale tym razem zaintrygowały mnie te tęczowe błyski.
Owa osoba miała aparaty ortodontyczne  na obu szczękach.
Rzecz normalna, skądinąd , sama też przez to przeszłam jako
nastolatka, ale nie miałam nakładek ozdobionych cyrkoniami. Gdyby
miała normalny, "nudny" aparat, wcale bym  na to nie zwróciła uwagi,
ale te tęczowe błyski mnie zaintrygowały okrutnie.
Zastanawiam się nad celowością takiego zdobienia - gdyby tak nie
błyskała różnymi kolorami, mało kto zwróciłby uwagę na jej fatalny
zgryz. I pomyślałam sobie, że chirurg szczękowy miałby co u niej robić.

Dziś musiałam "spowiadać się" w szatni, czemu chodzę w dżinsach i
"takich sportowych" butach. A chodzę w butach sportowych
Walk Maxx, które świetnie amortyzują i lubię w nich chodzić.
No a że są biało-granatowe, to trudno bym zakładała do nich
spódnicę lub zwykłe spodnie.Mało tego, zostałam również
przepytana na okoliczność mego wieku, stanu cywilnego, ilości
wnuków i ich płci, ilości i rodzaju zabiegów zleconych przez
lekarza i czegoś jeszcze, czego nie dosłyszałam bo już byłam ubrana
i wychodziłam. Ani chybi pobiłam rekord szybkiego ubierania się.

Jutro półmetek rehabilitacji. No i dobrze,  bo mam niezły bałagan
w domu , z niczym się nie wyrabiam.
Dłubię te  towary do wnuczkowego sklepu i z lekka podklinam.
Maluje się je  fatalnie, farba w zetknięciu z ta glinką zmienia kolor,
poza tym ta  glinka ją  chłonie w straszny sposób. A tu czas ucieka,
muszę to wreszcie skończyć. Zła jestem, niczym osa.
Po co ja się na to zgodziłam, chyba byłam w stanie "pomroczności
jasnej".

wtorek, 20 listopada 2012

Mix

Jestem, a jakby mnie nie było. Od wczoraj mam kolejny cykl
rehabilitacji. Jestem obolała po pieszczotach rehabilitantki, a na
dodatek  mam do odrabiania "zadania domowe". Dziś, gdy obejrzała
moje rtg to stwierdziła, że coś jest nie tak, ale zdjęcie jest wykonane
w niewłaściwej projekcji i ona nie może zobaczyć co jest grane.
Bo ona nie  rozumie dlaczego mnie boli nie tylko wtedy, kiedy ma
prawo ale i  za dotknięciem. Pocieszyłam ją , że ja też nie wiem ,
ale byłabym zobowiązana gdyby mi nie uciskała tego bolącego
punktu,  bo mam i bez tego dosyć wrażeń.

Ten "turnus" jakiś mocno  wiekowy  - wypadłam nawet na młódkę.
Gdy w tej przeciasnej szatni balansowałam na jednej nodze usiłując
założyć  dżinsy, jedna z mocno wiekowych pań zaczęła się na głos
zastanawiać po co mi rehabilitacja, skoro nie muszę usiąść  by
założyć spodnie. Naliczyłam dziś ze 6 pań w mocno podeszłym
wieku, wszystkie ze wspomagaczami typu laska, kula, balkonik.

Poza tym doszłam dziś do wniosku, że w pewnym wieku faceci
nie powinni pokazywać się w krótkich majtkach, skarpetkach
i klapkach. Dziś w takim właśnie stroju ujrzałam swojego  ortopedę-
jest to facet w moim wieku, ma ok.190 cm wzrostu, zawsze
w porządnym garniturze- a dziś gdy zobaczyłam go w  białych
szorcikach, okudlonych nogach i klapkach - zrobiło mi się smutno.
Wyglądał fatalnie, a przede wszystkim nieestetycznie.

Robię te "towary" do  wnuczkowego sklepu, robię i mam dosyć.
Dziś po raz pierwszy pociągnęłam większość farbą akrylową. Mam
trochę  mieszane uczucia - jakoś mi to się mniej podoba niż to, co
zrobiłam  na próbę z modeliny.
No nic, zobaczę co wyjdzie z tego jutro, gdy wyschnie farba.

No to idę odrabiać "pracę domową" - pół godziny "chodzenia"
w przód i w tył w siadzie z wyprostowanymi nogami. Mam nadzieję,
że sobie nie zrobię dziur w dresie. A potem rozciąganie trzech
mięśni łydki.
Ciekawe za jakie to grzechy i czy jutro dam radę rano wstać.

czwartek, 15 listopada 2012

To co...

...widzicie na zdjęciu poniżej to moja najbliższa twórcza przyszłość.
Zapewniam Was, to nie jest nowa, najmodniejsza  biżuteria -
to dopełnienie prezentu gwiazdkowego dla starszego wnuczka.
Rodzice kupują dla niego "zestaw sklepowy":
elektroniczna kasa + waga + czytnik, tylko jest do tego zbyt
mało towaru, którym  ma dziecko "handlować",  więc na moje
pytanie co mamy w tym roku kupić  chłopcom pod choinkę,
odpowiedz była prosta - starszemu  "towar do sklepu".
Przejrzałam szybko sklepy z zabawkami, są a jakże, ale
bajecznie drogie, więc córka wymyśliła, żebym sama zrobiła.
Dziś przymierzyłam się do modeliny, ale to jest tylko próba.
Jeśli uzyskam akceptację córki (głównie idzie o wielkość), to
zrobię wszystko z masy modelarskiej samoschnącej. Gdy
wyschnie to ją odpowiednio pomaluję, potem polakieruję i chyba
będzie dobrze.
Te produkty  mieszczą się na talerzyku o średnicy 11 cm.
W planie mam jeszcze: winogrona, ciastka, herbatniki,
czekoladki, tort na paterze.Tort będzie pokrojony na części.
No i coś tam jeszcze z owoców i warzyw dorobię.
Mam  świetnie  maluteńkie pojemniczki po żelkach, więc
w nich  umieszczę truskawki, winogrona i borówki amerykańskie.
Ale mam  super świrowate zajęcie., no nie???!!!
Co za szczęście, że dla młodszego wystarczy zakupić samochodziki
do garażu, który ma otrzymać od rodziców.
Bo w lepieniu samochodzików to nie jestem  mocna.:)))

wtorek, 13 listopada 2012

Donoszę uprzejmie, że.....

......rybka już wylądowała u jubilatki. Ponieważ szanowna jubilatka
jest kobietą wysoką i "szeroką", broszka tej wielkości prezentowała
się bardzo dobrze na górych partiach jej torsu. A ponieważ jubilatka
preferuje brązy i beże, kolorystycznie też to pasowało.
Od razu została zrobiona przymiarka do niemal wszystkich sweterków.
                                        ****

Dziś  wreszcie wyniesiono mój śliczny licznik energii do piwnicy.
Operacja przebiegła stosunkowo bezboleśnie, trwała około godziny.
Ciekawa jestem czy nie  rozpadnie się budynek - każde piętro i
półpiętro jest zryte. Generalnie przypomina szwajcarski ser z dziurami
łączonymi rowami.
                                       ****
Przeczytałam niemal jednym tchem zbiór felietonów Jerzego
Iwaszkiewicza, które od 10 lat są drukowane w Vivie. Polecam, bo
pan Iwaszkiewicz ma duże poczucie  humoru. Książkę nabyłam w
empiku, tytuł: "Kot w pralce".
                                      ****

Miałam dziś raczej wypoczynkowy dzień  - byłam  u przyjaciółki na
urodzinach, a poza tym, przez większość dnia sterczałam  przy oknie
podpatrując chmary sikorek, który przylatują do mojej ptasiej stołówki.
Największe wzięcie mają siatki z orzechami, ale siateczka z kulką
tłuszczu z zatopionymi ziarnami też im smakuje. Jutro dokupię
jeszcze słoninkę. Mój ślubny nie mógł się nadziwić, że takie małe
ptaszki mogą tyle zjeść (jedna siatka z orzechami już prawie pusta),
że jest ich u nas tak wiele i że są takie zadziorne.

                                     *****
Jutro jest już 14 listopada,  a to oznacza, że równo 4 lata temu
włączyłam się do blogowej społeczności.
Zaczęłam blogiem "procontra-anabell", potem zaczęłam się
dzielić z Wami nie tylko swoimi poglądami ale też i wytworkami.
Teraz staram się utrzymywać przy życiu  oba blogi, co nie zawsze
mi się udaje. Na tym drugim blogu męczę Was moimi atakami
grafomaństwa. Teraz  ku czci 4 rocznicy  blogowania  też coś
napisałam. I to,  jak zwykle, wcale nie jest fikcja.

niedziela, 11 listopada 2012

Udało mi się.....

złapać  odrobinę słońca, więc dodaję zdjęcie rybki. Rybka jeszcze
nie jest skończona, jeszcze należy się jej obrębienie, ale tu
lepiej widać kolor.





Przy okazji obejrzałam rybki koi na internecie. One są świetne,
wielobarwne.
Gdy wiele, wiele lat temu byłam w Singapurze to widziałam
przed sklepem akwarystycznym  nieduży basen, wielkości dwóch
płytkich wanien, w którym pływały różnokolorowe rybki
wielkości naszych płoci. Najwięcej było "pstrokatych", biało -
złocisto- czerwonych, ale była też calutka mocno czerwona ze
złotym połyskiem. Tyle tylko, że nie miałam pojęcia, że to są
rybki koi.
Pamiętam  też z dzieciństwa welonki, naprawdę złotego koloru
i tamte nazywałam złotymi rybkami.

sobota, 10 listopada 2012

Znów mi odbiło

Musiałam  się  wyciszyć, więc się pobawiłam. I zrobiłam:




To jest rybka koi, taki  kolorowy japoński karp czy też karaś,
który jest ozdobą ich sadzawek.
Wzór wzięłam z książki o ozdabianiu odzieży koralikami.
Wg autorek ten projekt miał być aplikacją koralikową naszytą
na jednym z boków dekoltu sweterka- oczywiście dekolt typu
"serek".
Ale ja  mam zamiar wykorzystać to jako dopinkę, a nie coś stałego.
Kolory znacznie lepiej wypadają w dzień.
Teraz podszyję rybkę skórką i zamocuję zapinkę.
Pokazałam ślubnemu swe  dzieło - jego reakcja - ooo, krokodyl.
Taaa, on wie jak mnie podnieść na duchu.

piątek, 9 listopada 2012

Naiwna jestem

Doszłam do wniosku, że jestem naiwna - zupełnie nie wiem dlaczego wciąż
 mam głupią nadzieję, że gdy ktos się ze mną umawia na konkretny dzień i
godzinę, to wie co robi.
Wczoraj przywlókł się  kierownik robót  tej ekipy, która  okablowuje na
nowo nasz blok i powiadomił nas uprzejmie, że dziś o 8,30 rano wejdą do
mieszkania by odłączyć nasz licznik, przenieść go poza mieszkanie no i do
tablicy z bezpiecznikami doprowadzić nowe przewody.
Więc  wczoraj wieczorem rozebraliśmy pół garderoby w przedpokoju,
pozakrywaliśmy wszystko, żeby było łatwiej po tym sprzątać.
Dziś rano pobudka była już o 6,00, bo oboje  ze ślubnym mamy raczej
powolny rozruch poranny, poza tym chcieliśmy w spokoju zjeść śniadanie
i wypić poranną kawę, bo potem przez  jakiś czas będziemy pozbawieni
zasilania.
Gdy ściągnął mnie z łóżka znienawidzony dzwięk budzika, naprawdę nie
bardzo wiedziałam co się dzieje, bo zasnęłam dopiero około 3  n. ranem.
Ale udało się nam wygrzebać nawet na 7,20, więc sukces.
I....... czekamy, czekamy a faceta ani widu ani słychu. Ślubny  się już
lekuchno wnerwił i poszedł szukać elektryków, których efekty działania
słychać było w piwnicy. Znalazł, a jakże, wyłuszczył sprawę, popatrzyli
na niego jak na wariata i powiedzieli, że dziś to na pewno nie, bo oni
jeszcze nie skończyli wszystkiego, a pan kierownik poza tym nic z nimi
wczoraj nie uzgadniał. No a  oni, jak dobrze wszystko pójdzie to może
w poniedziałek  skońcżą, ale nie wiadomo. Ślubny zadzwonił więc do tego
kierownika, który nieco się zdziwił, potem stwierdził, że rzeczywiście nie
uzgodnił z pracownikami, czy oni już dziś będą mogli podłączać kable
do mieszkań, więc nas przeprasza.
Wiecie,  jestem zła, niewyspana, cały czas nadal rąbią te  betonowe
ściany, więc jestem ogłuszona, a do tego mam burdel w domu, plącze mi
 się folia pod nogami, nie mogę się dostać do szafy.
Z przykrością odnotowuję fakt, że kultura pracy to u nas jest w zaniku -
nawet za przysłowiowej komuny bywało lepiej.
                                             ****
Warszawa szykuje się do obchodów  Dnia Niepodległości, a brzmi to
tak, jakby się szykowali do odparcia ataku Kosmitów. Przyjadą siły
policyjne z innych miast, by wspomóc warszawskich policjantów -  bo
 w niedzielę ma przejść przez miasto "tylko" 11 marszy.
Chyba wyjadę na niedzielę z miasta i to tam, gdzie nie ma TV i radia.

czwartek, 8 listopada 2012

Jeszcze trochę.....

.... a się rozpadnę na kawałki. Od  hałasu.  Od 22  b.m. w moim bloku
wymieniają starą instalacje energetyczną na nową.
Nasze osiedle  zostało oddane do użytku w początku lat 70' ubiegłego
wieku i w ramach  oszczędności wszelkie elektryczne przewody  były
aluminiowe. No a żeby było jeszcze oszczędniej,  były o mniejszym
przekroju niż to przewidywała ustawa.
Od mniej więcej 10 lat, regularnie przychodzą kontrole z elektrowni i
piszą protokoły, że  instalacja powinna  być wymieniona.
I wreszcie słowo zamieniło się w czyn.
Wpierw były wywiercane i wykuwane dziury w piwnicach, ale to jeszcze
było małe piwko.
Potem przewiercane dziury w stropach i robione rowy - tak, rowy a nie
rowki na ułożenie przewodów, oraz "nisze" na liczniki, które zostają
wyprowadzone z mieszkań  na klatkę schodową. Tym sposobem
elektrownia będzie miała do nich łatwy dostęp i jeśli ktoś nie zapłaci za
prąd, zaraz po pierwszym upomnieniu  zostanie odłączony od sieci.
Od trzech dni od 7 rano panowie wyżywają się niemal non stop  do
godziny 15-tej. I wcale nie jest lepiej gdy wiercą już 3 klatki dalej, bo
 betony okrutnie przenoszą te zakazane dzwięki.
Jestem już ogłuszona i  zdegustowana. I choć chłopcy po całym dniu
"odwiertów betonowych" sprzątają, to ten piekielny pył wszędzie  się
wciska , mam codziennie cały przedpokój w białym nalocie., nawet
podwójne drzwi nie są przeszkodą.
A jutro będą podłączać nasze mieszkanie i "wkują się" do nas.
I znów będę miała co sprzątać i myć. Ciekawa jestem kiedy to się
wreszcie skończy.
                                 *****
Poznałam dziś świeżo upieczoną warszawiankę, którą można poznać
na    tym blogu. Przemiła młoda kobieta, ciepła, z dużym poczuciem
humoru, która ma wszystko świetnie poukładane "pod sufitem".
I cieszy mnie, że już polubiła Warszawę, która wcale nie jest
łatwym do mieszkania miastem. Jestem pewna, że jeszcze nie  jeden
raz  miło spędzimy ze sobą  czas. Ojej,  rymnęło mi się.

                                *****
Donoszę uprzejmie, że właśnie wyszedł zbiór felietonów pióra
Jerzego Iwaszkiewicza. Uwielbiam  jego poczucie humoru, więc
bardzo się tą książką ucieszyłam. Jej tytuł: "Kot w pralce".
                                *****
I jeszcze jedno doniesienie  - moje wytworki  biżuteryjne
wystawiam  od dziś w Galerii, w dziale "biżuteria", pod swoim
stałym nickiem.

piątek, 2 listopada 2012

Weekendowo

Lenię się, pomału załatwiam zaległą korespondencję, snuję się
po domu, oglądam  naszego młodego tenisistę. Jest świetny, jeśli
tak dalej  pójdzie, będziemy mieli wreszcie dobrego tenisistę.
Zabrałam się też za dokończenie rozpoczętych  robótek.
Liść  już całkiem skończony i prezentuje się tak:





Dokończyłam również naszyjnik :




I zrobiły mi się niechcący trzy bransoletki:




Oczywiście kolory przekłamane, może tylko za wyjątkiem
tej pierwszej.
Ta druga jest zrobiona z koralików czeskich  "tila" i koralików
japońskich toho nr 11, kolor metallic iris purple.
Trzecia to wariacje z czeskich kryształków ciemnobrązowych i
japońskich toho 11 w kolorze  gold-lustered african sunset.





No to idę się lenić dalej.



czwartek, 1 listopada 2012

Listopadowy mix

Przez wiele , wiele lat chodziłam  we Wszystkich Świętych na obce groby,
zapalając światełka zupełnie nieznanym osobom..
Tak się składało, że dalszej rodziny nie znałam, a na szczęście ci najbliżsi
byli ze mną.
Teraz to się zmieniło - nie jeżdżę na groby obcych osób, jeżdżę na groby
bliskich, ale nie robię tego w dniu 1 listopada.
Przyjeżdżam wcześniej, porządkuję, ozdabiam i znikam. Nie lubię tłumu
po prostu.
Poza tym według mnie, najważniejsza jest pamięć o tych co odeszli  - i to
nie ta wyrażana extra wypasionym nagrobkiem, furą kwiatów i mnóstwem
wielgachnych zniczy - ważniejsza jest ta cicha codzienna pamięć, nie na
pokaz.
                                          ****

Już odebrałam książkę o Henrietcie Lacks. To książka -dokument,
łącząca ze sobą  medycynę i człowieka. Autorka, Rebecca Skloot, pisała
tę książkę aż 10 lat, ale wierzcie mi - warto tę książkę przeczytać.
Wszystkie wiadomości z dziedziny medycyny i biologii podane są w bardzo
prosty, przystępny sposób, a przy okazji jest to historia odkryć, do których
doszło dzięki pobranym komórkom Henrietty Lacks. Poznajemy również
"ciemne strony" różnych doświadczeń medycznych, które miały miejsce
w USA, które uważają się za  wzorowe państwo pod względem
demokracji i praworządności.
                                            ****

Jak Wam się podoba teoria, że śmierci nie ma a życie trwa nadal? Że
w chwili śmierci dochodzi do czegoś o szczególnym znaczeniu, a życie
trwa nadal, tyle że przechodzi do innego wymiaru?
Teorię taką wysnuł Anthony Peake, pisarz i badacz tajemnic ludzkiej
świadomości.
Mnie się bardzo ta teoria podoba.