drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 10 grudnia 2014

Czy to trudno zrozumieć?

Byłam dziś  z moim własnym mężem w przyszpitalnej przychodni okulistycznej.
Sprawa prosta jak budowa cepa, ale trzeba było wstać bladym świtem, gdy jeszcze
było ciemno, a szyby samochodu pokrywała warstwa lodu.
Mąż miał na dziś wyznaczone badanie kwalifikujące go do operacji zaćmy prawego
oka. No ale on ma już to oko zoperowane- w marcu tego roku-oczywiście w prywatnej
klinice, bo już niewiele na nie widział.
Procedura wizyty wygląda tak : pacjent musi pobrać z rejestracji wydruk swego zapisu,
wręczyć go pielęgniarce okulistycznej w gabinecie i potem jest wzywany.
Gdy już dostanie się do gabinetu wpierw "składa sprawozdanie" pielęgniarce, czyli
mówi po co przyszedł.
No więc mój sprawozdaje owej pielęgniarce, że przyszedł po skierowanie do szpitala na
operację drugiego oka, bo to, które miał mieć dziś kwalifikowane do zabiegu to ma już
zoperowane. Pani pielęgniarka wybałuszyła  swe oczęta i mówi:
"nie rozumiem" i ogląda z głupią miną to niewykorzystane skierowanie na usunięcie
zaćmy prawego oka.
Mąż, ponieważ jest niespotykanie spokojnym człowiekiem tłumaczy:
przyszedłem, żeby wziąć następne skierowanie, tym razem na lewe oko, bo w lewym
jest początek zaćmy, a nim się dostanę do szpitala to może i 3 lata upłynąć.
Pani znów patrzy z zerowym zrozumieniem na skierowanie, na którym jak byk stoi :
"operacja zaćmy prawego oka, maj 2015 rok" i mówi; no, ja nic z tego nie rozumiem,
ale może pan doktor coś z tego zrozumie" i łakawie dopuściła mego ślubnego przed
oblicze okulisty, usiłując przedtem wmówić  mojemu, że aby zobaczyć czy jest zaćma
to trzeba wpierw atropinę w oko wkroplić. Ale mój, już  zahartowany w bojach
z pielęgniarkami zaprotestował no i miał rację.
Okulista pojął, zajrzał w oko, dał skierowanie, więc zrobiliśmy rajd  na V piętro, by
wykreślić się z listy oczekujących  na operację, bo  mąż wybrał sobie inny szpital.
Pani w sekretariacie oddziału okulistycznego była niepocieszona, że on wybiera inny
szpital.
A wybiera inny, bo ten szpital w ramach obniżania  kosztów pozwalniał wszystkich
wysoko zarabiających lekarzy - nie tylko na okulistyce. A wysokie zarobki mieli ci,
co byli   dobrymi fachowcami.
Wracając trafiliśmy (już niedaleko  domu) w prawdziwe piekło, czyli nieczynne światła
na bardzo obciążonym skrzyżowaniu -staliśmy zaklinowani w skręcie w lewo, pomiędzy
autobusem usiłującym wjechać w nasz prawy bok i ciężarówką z naszego lewego boku,
która nie mogła opuścić skrzyżowania. Wszyscy stali i wszyscy trąbili.
Oczywiście nie było  ani pół policjanta, żeby pokierować ruchem. Dawno nie widziałam
takiego bajzlu.
I chociaż nie darzę policji miłością, tym razem marzyłam o jakimś policjancie.
Poza tym dziś  miałam robiony porządek na kompie przez prawdziwego informatyka i
przy okazji odzyskałam literkę "ć".
Dobrze, że już w ten poniedziałek opuszczam to smętne miasto. I wrócę dopiero
w pierwszej dekadzie stycznia.