drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 2 marca 2015

Mix

Jestem ostatnio niemal jak Hamlet - stoję na wielkim rozdrożu i  niemal
"na okrągło" dręczą mnie pytania: pisać?czy nie pisać?, robić? czy nie robić?,
jechać? czy nie jechać?, jeść? czy nie jeść?
Od lat nie miałam  takiego stanu ducha, chyba coś mi na mózg padło.
I z całą pewnością padło - widać to po odebranych dziś wynikach analiz.
Wszystkie wyniki do kitu- nic tylko siąść i płakać.
W czwartek mam wizytę u endokrynolożki - już wyobrażam sobie w jaki
dobry  humor wpadnie na ich widok.
Znów muszę podnieść dawkę euthyroxu, bo za mało mam hormonu tarczycy.
Ale to jest do opanowania i to bez trudu.
 Za to mam za wysoki poziom kortyzolu i to wcale nie jest zabawne - bo albo
są kłopoty z przysadką albo z korą nadnerczy. No a  żeby wiedzieć co jest
przyczyną tego stanu rzeczy to trzeba znów robić badania.
I mam również za niski poziom wapnia- czyli znów kolejne badania. Nie
podoba mi się to wszystko, oj nie.
                                                      *****
Skończyłam bardzo miłą książkę p.t. "Tajemniczy Manuskrypt". Napisał ją
hiszpański pisarz Enrique Joven, który z zawodu jest....astrofizykiem.
A ów Tajemniczy Manuskrypt to tzw. Manuskrypt Vojnicha. Oczywiście
Vojnich nie był autorem tego tajemniczego  manuskryptu- był jedynie jego
właścicielem. Jeżeli kogoś  sprawa tego Manuskryptu interesuje, to
wrzućcie w Google hasło  "Manuskrypt Vojnicha".
                                                      *****
W maju będę miała  miłych gości - przyjeżdża córka z mężem i dziećmi.
Niestety "wpadną jak po ogień", ale dobre i to.
Przy okazji córka mi napisała, że ten tęczowy w kolorach tort urodzinowy
Młodszego Krasnala  miał właśnie mieć wydzwięk polityczny- doskonale
przewidywała, że pokażę go na blogu.
                                                     *****
Ostatnio mało koralikuję - znów eksperymentuję z jedwabiem.
Ale czekam  na skończenie jeszcze jednego wisiora i wtedy wszystko razem
sfotografuję.
Nie jestem wcale pewna czy ten  jedwabny podkład mi w 100% odpowiada.
Jak widzicie znów  hamletowskie rozterki.
Z koralikami mi zbytnio nie idzie bo paluszki też mi wysiadły- pół dnia
schodzi mi na ich smarowaniu, okładaniu, masowaniu preparatami
siarczkowo -jodkowymi i żywokostem. No normalne SPA się w  domu
zrobiło.
Może zamiast  koralikami powinnam się zająć zorganizowaniem takiego mini
SPA dla pań z bolącymi stawami palców u rąk????
                                                     *****
Ale mimo wszystko zrobiłam pasztet - wyszedł b. smaczny.
Składniki:
95 dag chudego schabu karkowego, 45 dag chudego wędzonego boczku,
2 rozbełtane jajka
duuużo włoszczyzny-dodajemy ją gdy mięso już wrze.
Schab i boczek ugotowałam do miękkości  w towarzystwie mrożonej , tej
pokrojonej w paski włoszczyzny.
Zmieliłam przy pomocy pasztetowego sitka oba mięsa i  warzywa.
Dodałam do zmielonej masy nieco  startej gałki muszkatołowej, odrobinę
soli i dodałam do masy wywar z gotowania tyle, by zmielona masa nie
była sucha, dokładnie wymieszałam, potem dodałam 2 całe jajka i znów
wymieszałam. Masę przełożyłam do wyłożonej papierem do pieczenia
formy, wstawiłam do nagrzanego piekarnika, temp. 160 stopni, termoobieg.
Piekłam ok. 60 minut. No i mam coś do chleba i do naleśników względnie
do zrobienia krokietów.
Miłego nowego tygodnia wszystkim życzę!