drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 31 maja 2016

Miks, czyli groch z kapustą

Jak Wam pisałam, starszy z Krasnali pojechał z klasą na 3-dniową wycieczkę.
Rozmawiałam  przedwczoraj z córką, więc  pytam, jak się dziecięciu
podobał wyjazd.
"bardzo - wrócił o co najmniej rok starszy i dostał nagrodę za najlepiej
posprzątany pokój" - poinformowała mnie  córka.
I obie ryknęłyśmy śmiechem, głównie dlatego, że  pamiętamy jak wyglądało
kiedyś  Krasnalowe sprzątanie  pokoju- po prostu wszystko to co leżało na
podłodze wylądowało na łóżkach chłopców.
Ale jednak na tym "samodzielnym wyjezdzie" Krasnal naprawdę posprzątał, nawet łóżko porządnie zaścielił.
Młodszy  Krasnal miał zacząć kurs taekwondo. Właściwie wszystko skończyło
się na "miał"- na pierwszych zajęciach nawet wykonywał polecenia, ale na
drugich przestało mu się to podobać  "bo po co ja mam skakać?" i stwierdził,
że mu się owe zajęcia nie podobają.
I tym sposobem zaoszczędzone 100 euro zostało zainwestowane w 
porządną  deskorolkę,  a Młody zachwycony niemożebnie, zdobywa nowe umiejętności.
Pamiętam jak szalał na hulajnodze i co na niej wyczyniał, to wyobrażam
sobie jak szaleje na deskorolce - oczywiście w kasku .
                                               *****
Nowa, dobra zmiana wkracza chyłkiem pod niektóre strzechy. Kiedyś  pod
strzechy trafiały książki i oświata a teraz dobra zmiana.
Jak większość z Was wie, nie należę do osób "rodzinnych" - na spędy
rodzinne nie latam na miotle, unikam różnych uroczystości jak  śluby i
pogrzeby, a mimo tego zawsze jakiś odprysk rodzinny do mnie trafi.
Na przykład w postaci ciotki, która mnie niestety rozpoznała na ulicy,
 a już myślałam, że postarzałam się na tyle, że przestałam być 
rozpoznawalna.
Ojej- zajęczała- przyszlibyście kiedyś do nas na jakiś obiad! Tak dawno 
nie byliście!
Fakt- przeleciałam w pamięci "ten ostatni raz" i wypadło mi, że  było to 
nim jeszcze  zostałam matką. Wtedy właśnie byłam tam na obiedzie.
Potem widywałam ten odłam rodziny raczej sporadycznie, bo to rodzina
mojej matki, a ja nawet z matką miałam nie za częste kontakty.
Słuchaj- niezrażona niczym cioteczka kontynuowała rozmowę- a ty masz
córkę, prawda?
Prawda- odpowiedziałam. Przecież się dziecka nie wyprę- pomyślałam.
A ona już wyszła za mąż?
Wyszła, kilka lat po ślubie  Twojej córki - poinformowałam uprzejmie.
I co?- ciotka nie odpuszczała, żądna wiadomości.
No nic- odpowiedziałam-normalnie, wyszła za mąż ma dwoje  dzieci.
Och, no to tym bardziej do nas przyjdzcie!
Ciociu, ona nie mieszka w Polsce i prawie  tu nie bywa, więc będzie trudno.
Ooo- to szkoda. Mogłaby moja Marysia  zobaczyć, jak to jednak dobrze
mieć dzieci.Jak ostatnio był ksiądz po kolędzie, to mi powiedział, że 
Marysia i jej mąż nie są rodziną i że ona powinna była jednak urodzić 
następne dziecko. 
I wiesz, ja to powiedziałam  Marysi i ona się przestała do mnie odzywać.
Ciociu, zawsze mówiłam, że Marysia ma dobrze w głowie poukładane 
i wcale  się  nie dziwię, że przestała się do  ciebie odzywać.
A tak poza tym, to ja się bardzo spieszę, bo idę na określoną godzinę do
lekarza. Cmoknęłam powietrze obok  zwiędłego policzka ciotki i szybko
odeszłam.
I tu winna jestem jedno wyjaśnienie- Marysia jest nosicielem zmutowanego genu odpowiedzialnego za mukowiscydozę. 
Jedna na 25 osób posiada ten gen zmutowany. Jego mutacje powodem 
nie tylko mukowiscydozy ale  i kilku innych chorób. 
Jak na złość, mąż Marysi też jest nosicielem tego genu, a więc każde ich 
dziecko będzie chore. 
Ich pierworodny synek żył zaledwie dwa miesiące i to cały czas na sali szpitalnej, był zupełnie  niezdolny do samodzielnego oddychania, do tego
miał rozszczep podniebienia.
I wtedy dopiero okazało się, że każde następne  ich wspólne dziecko też 
urodzi się z tą wadą genetyczną.
Po śmierci dziecka najbliższa rodzina Marysi orzekła, że Marysia powinna
rozejść się z mężem, wyjść za innego (już nie nosiciela  wadliwego genu), 
bo wtedy byłoby 50% szans, że dziecko urodzi się zdrowe.
No ale pech chciał, że oni wcale a wcale nie chcieli się rozejść i są nadal 
razem, już  dwadzieścia lat. 
A cioteczka, która bardzo chce być  babcią, wyżaliła się  wszystkim na 
lewo i prawo, nowemu księdzu także.
No i chyba teraz niewiele osób będzie się dziwić, że stosuję metodę 
przebywania z daleka od rodziny. 
Do rodzinnych zdjęć też nie pozuję;)