drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 28 lutego 2017

Trochę, ale tylko trochę.......

.......odetchnęłam.
Głębszy oddech związany jest z dzisiejszą wizytą mego ślubnego u chirurga.
Ta tak niepokojąca mnie opuchlizna to...krwiak. A krwiak miał prawo powstać,
bo operacja była przeprowadzona pod osłoną środka rozrzedzającego krew, czyli
heparyny.
Okazjonalnie dowiedziałam się, że krwiak w swej pierwotnej formie jest twardy,
krystaliczny i  dopiero w kilka tygodni pózniej zaczyna przechodzić w stan
płynny i wówczas zostaje "spunktowany", czyli usunięty przy pomocy punkcji.
W związku z tym za dwa tygodnie następna wizyta , czyli ściąganie krwiaka.
Przynajmniej z jedną sprawą mam spokój.
Druga, czyli zmiana miejsca zamieszkania nieco mnie przyprawia o szybsze
bicie serca, lub zamieranie tętna, w zależności od tego o czym myślę.
Podobno nie przesadza się starych drzew, a my mamy się przesadzić i to
wiele kilometrów stąd.
Jestem mentalnie na miejscu zięcia nielubiącego swych teściów, który obserwuje
jak spadają oni w przepaść jego nowiutkim, wypasionym mercedesem, czyli  -
mam mieszane uczucia.
Przerażenie miesza mi się z entuzjazmem i mózg mi się lasuje od nadmiaru
związanych z tym problemów.
A jest ich sporo, począwszy od  lokalizacji, bo jest ona tu punktem kluczowym.
Ma to być bardzo bliziutko  moich Krasnali, czyli w miejscu, w którym w ogóle
trudno o mieszkanie, zwłaszcza  w granicach 64 m kw., do tego usytuowane albo
na parterze  a jeśli na piętrze, to wtedy konieczna jest winda.
"Drobiazgi" typu zorganizowanie przeprowadzki, likwidacja majątku ruchomego,
wynajęcie warszawskiego mieszkania - wydają się być  przy tym pierwszym
problemie pestką.
Nie mniej wszystko razem przyprawia mnie o permanentny stres, prawie nie śpię
i chodzę skołowana.
Że nie znam języka? - pestka, będę chodziła z rozmówkami pod pachą. Nie znając
ani słowa po węgiersku dogadywałam się przecież w Budapeszcie z Klarą, u której
mieszkałam 3 tygodnie.
Słownik , rozmówki i szybkie przewracanie kartek były podstawą  mej egzystencji.
Tyle tylko, że miałam wtedy znacznie mniej lat.


wtorek, 21 lutego 2017

Życie nie jest niestety.......

.......romansem.
A szkoda. Brzydko mówiąc zaczynam "się nie wyrabiać".  Muszę bardzo szybko
opanować bardzo obcy dla mnie język, czyli niemiecki.Nie dość, że szybko to i
tanio, bo moja emerycka kieszeń nadmiarem gotówki nie grzeszy. Może ktoś zna
jakiś patent?
Poza tym nagle nazbierało się wiele spraw tzw. administracyjnych  do rozwiązania
w trybie pilnym.
A na dodatek okazuje się, że im człowiek starszy tym trudniej o szybki i pełny
powrót do zdrowia.Ślubnemu wydawało się, że po tej re-operacji przepukliny
będzie  tak jak za pierwszym razem ale wiadomo- "nic dwa  razy się nie zdarza".
Od tamtej operacji minęło 8 lat a w międzyczasie była poważna operacja
kardiologiczna i związany z nią przymus stosowania stale warfaryny,co komplikuje
każdy jeden zabieg chirurgiczny.Wprawdzie w okresie przed opercyjnym, w trakcie
i po nim zamienia się warfarynę na heparynę to i tak krwawienia wewnętrzne
niestety są.Nie wykluczam, że za tydzień może się okazać konieczny powrót pod
skalpel.
Reasumując- będę rzadko bywała i bardzo rzadko pisała na bloggerze. Gdy mi się
nieco sytuacja rozjaśni, przejaśni i wyklaruje - przyrzekam, że wrócę i wszystko
jaśniej wyłożę.

środa, 15 lutego 2017

Reminescencje po Walentynkach.

Nie jestem wrogiem Walentynek jako takich, ale jak już zapewne wszyscy
tu bywający wiedzą, jestem wrogiem wszelakich "świąt na gwizdek".
A oto nieco inne spojrzenie na Walentynki, niemal statystyczne.

15% Amerykanek odpowiednio wcześnie zamawia bukiety z czerwonych róż
i wysyła je sobie do pracy, ku zazdrości koleżanek. Wszak  nic nie sprawia
człowiekowi takiej frajdy  jak zazdrość bliznich.

Statystycznie kobiety z okazji Walentynek wydają o 20% mniej gotówki niż
mężczyzni. Po prostu kobiety kupują prezenty przemyślane a nie w pośpiechu,
na ostatnią chwilę.

Firma Durex szacuje, że w dzień  św.Walentego sprzedaje się o25% więcej
prezerwatyw niż w inne dni.

Za to producenci testów ciążowych notują wyrażny wzrost sprzedaży testów
w marcu.

Adresatami "walentynek" bywają nie tylko ludzie - wiele osób kupuje  "walentynkę"
dla swego ukochanego zwierzaka.

Z obserwacji statystyków wychodzi, że najwięcej "walentynek" dostają:
nauczyciele,  dzieci i mamy, najmniej - ukochane, ukochani.

Najwięcej kartek "walentynkowych" wysyłają kobiety- aż 85%.
Meżczyzni częściej kupują kwiaty.

I coś z historii:
W starożytnym Rzymie w tym dniu obchodzono święto urodzaju oraz przyrzeczeń
małżeńskich.
Od roku 900 stare, pogańskie święto z 14 lutego zmieniono na święto obietnic
miłości, któremu patronuje święty Walenty.
Jeśli poszperacie w różnych książkach to się dowiecie, że większość świąt
kościelnych przypada na dawne święta pogańskie, a pierwsze kościoły powstały
w miejscach,  w których kiedyś gromadzili się poganie czcząc pogańskie bóstwa.

Najwięcej legend o świętym Walentym pochodzi z XIV wieku z Anglii i Francji.
Dzień św. Walentego łączono z romantyczną miłością, gdyż wierzono, że w tym
właśnie dniu ptactwo łączy się w pary.

I ciekawostka:
14 lutego w Japonii to mężczyzni są obdarowywani czekoladkami i innymi
łakociami.
I wcale nie jest to wyrazem miłości- czekoladkę można dać szefowi lub koledze.
Z tego też powodu owe słodkości dzielą się na "giri-choko"- to słodkości
dawane osobom, z którymi nie łączy nas uczucie.
Tym, których  kochamy należy dać "honmei-choko", czyli ciastko w kształcie serca
z czekoladowym nadzieniem.
I najważniejsze- powinno ono być wykonane własnoręcznie przez ofiarodawczynię,
co oznacza prawdziwe uczucie.
A japońskie kobiety mogą się spodziewać rewanżu 14 marca - jest to White Day.
Do dobrego tonu należy by walentynkowy prezent dla kobiety był dwa razy
droższy od tego, który mężczyzna otrzymał od kobiety.







poniedziałek, 13 lutego 2017

"Człowiek nie prosię i.....

.....zje wszystko".
Tak jeden z  naszych znajomych zareagował na widok ryby na talerzu.
Tylko skąd ja miałam wiedzieć, że facet ryb nie jada? Nie mam zwyczaju
przepytywać wszystkich swoich znajomych co jedzą, a czego nie jedzą.
A zrobiłam pieczonego łososia.  Polecam Wam, bo to całkiem jadalne jest.

Składniki:
pół tuszki łososia dług. ok 30cm,
2 duże, dokładnie wyszorowane pomarańcze, nawet jeśli są "bio",
2 łyżeczki miodu,
sól, pieprz, musztarda,
białe wino -150 ml,
roztopione masło - 50 ml,
wywar warzywny- 200ml,
pęczek koperku

Wykonanie:
Nagrzać piekarnik do 190 stopni.
Umyte pomarańcze pokroić w cienkie plastry, połową wyłożyć spód naczynia,
w którym będziemy zapiekać.Umyć łososia, osuszyć papierowym ręcznikiem,
usunąć znalezione ości, ułożyć go na plastrach pomarańczy.
Posiekać koperek, wymieszać  z masłem, doprawić  solą , pieprzem, musztardą
i posmarować tą miksturą łososia.
Na rybie ułożyć pozostałe plastry pomarańczy, polać wszystko warzywnym
wywarem, wstawić do piekarnika.
Piec 20 minut w temp. 190 stopni, bez przykrycia.
Po upieczeniu wyjąć z piekarnika, łyżką wybrać wywar z pieczenia i połączyć
go z miodem i winem (wino wlać tuż przed zagotowaniem), krótko zagotować.
Do powstałego sosu dodać zagęstnik,  doprawić ewentualnie do smaku.
Łososia polać sosem i pod przykryciem podgrzać w piekarniku przed podaniem.

A  tym co ryb nie jedzą, można dać muffinki wytrawne- dobre i na ciepło i na
zimno.

Składniki:
130 gramów mąki,
10 dag sera pleśniowego,
100 ml śmietany,
3 jajka,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
4 dag zielonych oliwek,
pieprz i sól.

Wykonanie:
Odkroić skórkę z sera, pokroić go w kostkę, odstawić na godzinę.
Pokroić oliwki na małe kawałki.
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia.
Po godzinie dodać do sera śmietanę i wymieszać razem na gładką masę.
Teraz dodać jajka i znów starannie wymieszać.
Na końcu dodać mąkę wymieszaną z proszkiem i podziabane oliwki i
wymieszać.
Nakładać do 3/4 wysokości muffinkowych foremek.Wstawić do nagrzanego
piekarnika i piec w 200 stopniach 20 do 25 minut.
Smacznego!!!!


















niedziela, 12 lutego 2017

I znów pożegnanie

Kolejne pożegnanie, tym razem Krysi Sienkiewicz.
Uwielbiałam Ją, mogłam "na okrągło" słuchać piosenek które śpiewała
I chodzić po dwa razy na spektakle, w których grała.
I znów odszedł kawałek mojej młodości. Smutno.

piątek, 10 lutego 2017

post niesponsorowany.....

.....i nie jest to lokowanie produktu.
Przed  chwilą przywiozłam ze szpitala mojego męża, który  miał re-operację
przepukliny.
Tym razem leżał w szpitalu niepublicznym, ale całe leczenie i pobyt
w placówce były na koszt NFZ.
Ślubny zachwycony bo: lekarze i pielęgniarki kulturalni, uprzejmi, przemili.
Pielęgniarki dostępne na każde zawołanie - zawsze miłe, uśmiechnięte,
pomagają we wszystkim.
Druga sprawa- pełna profesjonalność, stały kontakt lekarza prowadzącego
z pacjentem, pacjent  otrzymuje odpowiedzi na wszystkie swoje pytania,
zawsze jest informowany jaki lek mu podają i dlaczego, otrzymuje również
szczegółowe wytyczne dotyczące  dalszego postępowania w pierwszych
dniach po wyjściu ze szpitala.
Czystość - to coś co widać już od samego wejścia do budynku.
Powiem więcej- czystość, przestrzeń i dobra organizacja.
Mój twierdzi, że szpital ma świetny catering, wszystko czyste, świeże,
apetycznie pachnące.
Leżał w pokoju dotychczas dwuosobowym, obecnie dostawiono do każdego
trzecie łóżko, bo zwiększono ilość pacjentów NFZ.
Pomimo tego "dołóżkowania" pokój jest przestronny, łóżka wygodne, sterowane
elektronicznie. Łazienka nieduża, ale świetnie zaprojektowana pod względem
funkcjonalności.
A  chirurga, który go operował mój mąż niemal uwielbia. Jeszcze trochę, a
będę zazdrosna;)
Co do samej operacji - no cóż, była nieco skomplikowana, ale mimo wszystko
się udało.
Pierwszą kontrolę po wyjściu ze szpitala mamy już we wtorek, jeszcze przed
usunięciem szwów.
I krótki instruktaż jak trafić do prywatnego szpitala na koszt NFZ - trzeba po
prostu zainwestować w prywatną wizytę u lekarza-specjalisty  który jest
lekarzem w danej niepublicznej placówce medycznej posiadającej szpital.
Mój był w szpitalu firmy Medicover. Prywatnie, dzień pobytu na chirurgii
ogólnej to 1300 zł + koszty dodatkowe wynikające z przebiegu operacji.
Pacjenci, niezależnie od tego, czy są pacjentami prywatnymi czy też  z NFZ
są traktowani tak samo. Jedyna różnica polega na tym, że pacjent z NFZ musi
sobie przynieść z domu własny ręcznik i szlafrok, a pacjent prywatny dostaje
te elementy ze szpitala. 


poniedziałek, 6 lutego 2017

Nie ukrywam.....

......temat  wpadł mi dziś po przeczytaniu postu  jotki.
Jak zapewne wszyscy wiecie, jest całkiem sporo substancji których spożycie
pobudza ośrodek nagrody w mózgu, powodując nasze zadowolenie i z tego też
powodu,  sięgamy po raz kolejny po daną substancję, by znów czuć się miło.
Do tych substancji należą: nikotyna, kokaina, heroina, alkohol i.....    cukier.
Co do kokainy,  heroiny i alkoholu to zapewne  każdy bez problemu się z tym
zgodzi, to już nikotynę mało osób uważa za substancję uzależniającą, no a cukier-
jak cukier może być substancją uzależniającą, bzdura ?!
O ile potępiamy narkomanów i alkoholików, bo często ich zachowanie po użyciu
tych substancji mocno odbiega od ogólnie przyjętych norm zachowania, o tyle
na palaczy patrzymy przez palce (zapalił by się uspokoić) no a na notorycznych
amatorów słodyczy, w których wszak jest cukier, patrzymy wręcz z uśmiechem.
A tymczasem i nikotyna i cukier powinny być na liście substancji uzależniających
na równi z narkotykami i alkoholem.
Od początku XX wieku cukier jest niemal we wszystkich produktach spożywczych,
w przetworach mięsnych i każdym rodzaju pieczywa  również.
We wszystkich produktach o obniżonej zawartości tłuszczu znajduje się wręcz
obowiązkowo, bo poprawia smak produktu.
Tyle tylko, że cukier niejedno ma imię i w jednym produkcie możemy znależć
czasem  aż trzy zupełnie różne jego nazwy, z tym że nazwa "cukier" występuje
wtedy na samym  końcu wykazu,opiewając niewielki jego procent.
(Wrzućcie w wyszukiwarkę "inne nazwy cukru" a doliczycie się  co najmniej 30
nazw cukru).
To wybieg marketingowy- produkt jest nafaszerowany  cukrem pod innymi
nazwami,  a my go kupujemy, bo  nie znamy tych nazw.
Stosunkowo bezpieczny limit spożycia cukru i to nie rafinowanego to 5 do 9
łyżeczek na dobę.
Co powoduje cukier w naszym organizmie? No cóż- przede wszystkim oporność
na insulinę, co jest podstawową przyczyną cukrzycy typu II .
Poza tym podwyższone ryzyko choroby nadciśnieniowej, otyłość, różne stany
zapalne, mniejszą wydolność systemu odpornościowego, w starszym wieku
również wzrost ryzyka choroby alzheimera , udaru, demencji starczej.
U dzieci, które od niemowlaka  mają serwowany cukier w różnych  gotowych
płatkach śniadaniowych, kaszkach itp. powoduje zaburzenia metabolizmu, otyłość
a nawet stłuszczenie wątroby. I coraz więcej dzieci zapada na cukrzycę typu II.
Najprostsza i najskuteczniejsza dieta odchudzająca to niemal całkowite
odstawienie cukru.
Chyba przestawię się na podpłomyki z mąki arachidowej, tylko muszę opracować
ich "produkcję".




niedziela, 5 lutego 2017

Ogłoszenie parafialne.....

.....dla tych co czytają czasem to co piszę.
na drugi blog  wrzuciłam dość krótki tekst, "zaledwie"  dwie części.
A tak przy okazji - będzie miło, gdy przeczytacie i zostawicie ślad swej obecności
w syntetyczny choćby sposób -    :)  lub :(.
Dużo  czasu nie zajmie, a ja będę wiedziała kto mnie  czasem czyta.
Prośba ta dotyczy wszystkich tekstów, które tam wrzucam. Obydwa znaczki mają
dla mnie wielkie znaczenie.

Co do reszty- kolejny raz przełożono  operację mego ślubnego- będzie w środę, 8.II
a nie jutro.
Stare przysłowie coś mówi o tym, że  do trzech razy sztuka. Wolałabym jednak
żeby nie było kolejnego przełożenia terminu, bo w jego przypadku jest to związane
ze specjalnym cyklem przygotowawczym do operacji, zakłócającym rutynowe
leczenie.

Pomału zaczynam wierzyć, że żyję tu za karę a nie przez przypadek. Taka karma.
Ale mimo tego nie zmienię się w obywatelkę I sortu i będę dalej wiernie trwać
przy opozycji, choć daleko im do porywających , charyzmatycznych przywódców.
Polecam Wam serdecznie artykuł Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki pod
tytułem  Operacja "opozycja w ruinie" (Polityka nr 5/2017 str 12) oraz z tego
samego numeru art. Dr Hab.Aleksandra  Halla "Wolność nie obroni się sama".
No i to tyle jak na razie ogłoszeń parafialnych.
                             A  to dla miłośników Budki Suflera



czwartek, 2 lutego 2017

Pada śnieg....

......puszysty, biały, miękki.
I po co? Nie o tym marzę, o nie! Marzę o słońcu i 21 stopniach w cieniu.
Z tego wszystkiego, bo jednak wciąż jest zimowo, zrobię  dziś danie
marokańskie jednogarnkowe, bezglutenowe.
Składniki-
1 litr mleka,
2 piersi(filety) z kurczaka,
ryż w ilości 1łyżka stołowa na osobę
przyprawa curry, łagodna lub ostra, czyli co kto lubi,
łyżka oleju kokosowego
Wykonanie:
Biusty kurczakowe myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym,
kroimy w niedużą kostkę, starannie oprószamy mięso przyprawą
curry, następnie zrumieniamy mięso na patelni, używając do tego
oleju kokosowego.
Wlewamy do garnka mleko i je podgrzewamy.Gdy jest już gorące
do mleka dodajemy obsmażone mięso i gotujemy je do miękkości.
Gdy już jest niemal miękkie dodajemy potrzebną nam ilość ryżu i
nadal gotujemy.
Gdy ryż i mięso już nam odpowiadają swą miękkością rozlewamy
zawartość garnka na talerze, nie zapominając o posoleniu.
Smacznego!!!

Od dwóch lat wszystko gotuję bez soli i solę dopiero na talerzu.
Tym sposobem dostarczamy organizmowi znacznie mniej soli, której
wciąż zużywamy w kuchni zbyt dużo.

środa, 1 lutego 2017

No to sobie dziś poujadam......

......na temat Księżyca.
A tak nawiasem - pewien pan wynalazł nowy termin na określenie wypowiedzi
słownych osób będących w opozycji do pomysłów i działań jedynie słusznej i
mądrej partii rządzącej- to jest właśnie "ujadanie".
To jest wkład tego pana  w jednoczenie społeczeństwa.
Niedługo zapewne stanie z wycelowaną w stronę protestujących szybkostrzelną
bronią i ze swym fałszywym uśmieszkiem zaprosi  do rozmowy o porozumieniu.

Ale dziś opowiem troszeczkę o Księżycu, bo to nadal wielce tajemniczy twór.
Wiele osób pamięta transmisję z lądowania człowieka na Księżycu - to był HIT!!!
Potem było jeszcze kilka wypraw  na Księżyc, już mniej nagłośnionych.
Jednocześnie własnym życiem żyły plotki, że wcale nie było lądowania na
Księżycu, że wszystko zostało sfingowane, a całość sfilmowana w studiu - nie
takie rzeczy filmowcy potrafili "nakręcić".
Jak było naprawdę to wiedzą tylko niektórzy, a tych, co mogą na temat więcej
powiedzieć pomału ubywa i przechodzą w inny wymiar.
W latach 60. i 70. XX wieku Księżyc leżał w kręgu zainteresowań dwóch
światowych mocarstw- USA i ZSRR.
A potem nagle oba państwa straciły zainteresowanie Księżycem, zgodnie
motywując ten krok zbyt wysokimi kosztami  owych wypraw.
I ten fakt wiele osób  zastanowił- w grę wchodziły dwa warianty- albo naprawdę
nikt z Ziemian nigdy na Księżycu nie wylądował, albo Ziemianie zostali stamtąd
wyproszeni przez tych, którzy eksplorują Księżyc od dawna.

Teraz trochę historii.
Jak wiemy Księżyc jest dobrze widziany z Ziemi i od wieków ciekawił ludzi.
W kronice z 1064 roku napisano o bardzo jasnej gwiezdzie, która pojawiła się
w kręgu Księżyca w czasie kilku dni po nowiu.
Następnym , który zaobserwował dziwne zjawiska dotyczące Księżyca był
astronom Louville, który w trakcie zaćmienia Słońca zaobserwował przy zachodnim
skraju Księżyca liczne, krótkie błyski.To samo zjawisko zaobserwował z obszaru
Wysp Brytyjskich i inny astronom, Halley.

W 1866 roku astronomowie zaobserwowali jak jeden z większych kraterów na
Księżycu  nagle  zmienił swój wygląd i nie było to raczej zbiorową halucynacją,bo
obserwacje nie były prowadzone z jednego miejsca.

W 1874 roku  czeski astronom Safarik zaobserwował na tle księżycowego dysku
jakiś świecący obiekt, który potem odleciał w przestrzeń kosmiczną.

W 1875 roku astronom Schroter zobaczył na Księżycu świecący obiekt który
poruszał się po linii prostej od Morza Deszczów w kierunku północnym, a potem
na południu pojawił się   drugi taki świecący obiekt.
Prędkość ich poruszania się w stosunku do powierzchni Księżyca obliczono
na 110 km/h.

W 1969r astronauci z Apollo-11, którzy wyszli  na powierzchnię Księżyca ,Neil
Armstrong i Edwin Aldrin nadali  do Centrum Kierowania  Lotami Kosmicznymi
komunikat, że znajdują się w zasięgu ich wzroku statki kosmiczne,a trzy wystrzały
oddane z kosmicznego "spodka" prześwietliły im filmy.
Zapis tych rozmów przekazał dziennikarzom były dyrektor NASA, Christofer Craft.

W 1979r dwaj amerykańscy inżynierowie Lester House i Vito Succery znalezli
w bibliotece oddziału NASA w Houston, bardzo ciekawe zdjęcia powierzchni
Księżyca,  z widocznymi na nich miastami, różnymi budowlami, mechanizmami
i czymś podobnym do rurociągów a także piramidami bardzo podobnymi do tych
egipskich.

W 2007 roku, Richard Hoagland, były pracownik NASA wydał oświadczenie, że
udało mu się uzyskać zdjęcia zrobione w czasie lotów statków kosmicznych
Apollo 10 i Apollo-16 nad powierzchnią Księżyca.
Na zdjęciach tych można było dostrzec miasto pod przezroczystą  kopułą, które
było usytuowane w rejonie Morza Przesileń. Można też było rozróżnić budowle
w kształcie wież, mostów, iglic i schodów prowadzących w dół kraterów. Kopuła
nad miastem była w niektórych miejscach uszkodzona.
Poza miastem były widoczne jakieś aparaty latające stojące na polach startowych
oraz inne, przemieszczające się nad miastem.

Te wszystkie relacje wywołały całą gamę hipotez dotyczących tego czym
naprawdę jest nasz piękny Księżyc.
Możliwości jest wiele- może jest bazą surowcową Obcych, z której pozyskują
potrzebne im surowce a może jest wielką bazą badawczą Kosmitów i jest tworem
sztucznym. A może jest uszkodzoną mechanoplanetą, która z powodu
uszkodzenia znalazła się zbyt blisko naszej planety i została jej satelitą. A może to
nie był przypadek tylko celowo ta mechanoplaneta została zakotwiczona na orbicie
okołoziemskiej? Wskazuje na to niebywała dokładność orbity, która ma regularny
kształt koła. Szczegółowe badania elementów orbity Księżyca zdają się
potwierdzać tę teorię.
Za sztucznym pochodzeniem naszego satelity przemawia również jego gęstość,
która wynosi zaledwie 3,34 grama na centymetr sześcienny, a gęstość Ziemi
wynosi aż 5,52 grama na centymetr sześcienny.
Na tej podstawie wysnuto więc przypuszczenie, że Księżyc jest w środku pusty,
co nie jest normą dla naturalnych satelitów.
W 1969 roku załoga Apollo12 zrzuciła na powierzchnię Srebrnego Globu stopień
startowy lądownika, który spowodował trzęsienie księżycowego gruntu
odczuwalne jeszcze po 40 minutach od chwili uderzenia.
Eksperyment ten powtórzyła załoga Apollo-13 zrzucając tym razem człon
S-I-VB/IU który spowodował wstrząsy i wibracje trwające 3 godziny i 20 minut
w promieniu 40 km od miejsca impaktu.
Uczeni analizujący te informacje wysnuli wniosek, że albo Srebrny Glob nie
posiada jądra, albo jest ono  bardzo małe.
Ustalono, że w głębi Księżyca znajduje się metaliczna skorupa o grubości 70 km.
Analiza komputerowa wykazała,że składa się ona z  żelaza, niklu, berylu,
wolframu i innych metali. I mogłaby być tworem sztucznym.
No cóż- trudno badać coś na odległość, ale zupełnie nie wiadomo, czy Ziemianie
będą mogli prowadzić dalsze badania, czy twórcy tego naszego satelity na to
zezwolą.



napisałam w oparciu o artykuł R.K.Leśniakiewicza,Nieznany Świat nr2/2017

A to coś niemal na temat: