drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 30 sierpnia 2017

To już jesień

Dziś "odkryłam", że odleciały jerzyki, czyli już jesień bliziutko. Zrobiło się na
osiedlu dziwnie  cicho, nie słychać pisków jerzyków.
Bociany zbierają się  na łąkach i wiecują, młodziaki wciąż jeszcze ćwiczą swe
skrzydła, nerwowo podskakując, tak jak to robiły przedtem stojąc na swym
gniezdzie.
Kolejny znak, że już jesień to powrót gigant korków na pobliskiej trasie .
Nie da się ukryć, że gdyby wszyscy kierowcy przestrzegali przepisów to
nie tworzyłyby się  korki. Prawko robiłam strasznie dawno i wtedy nas
uczono, że nie wolno wjeżdżać na skrzyżowanie, jeśli widać, że nie będzie go
jak opuścić. Teraz każdy się pcha i ciągle na skrzyżowaniu tworzą się korki.
Nie wiem, może się przepisy zmieniły a ja hołduję starym zasadom?

A my kupiliśmy już pudła wszelakiego rodzaju, tudzież przeróżne worki,
torby, folię "bąbelkową", taśmy i mnóstwo innych różności.
Odkryliśmy po prostu świetną firmę, która ma wszystko co do pakowania
różnych rzeczy jest potrzebne. Dla nas najważniejsze, że to wszystko nam
przywiozą do domu. Można zamówić wszystko na internecie, można również
pojechać do nich, spokojnie poradzić się co kupić, zapłacić kartą lub gotówką,
zamówić transport, a przedtem wszystko obejrzeć i "pomacać".
Chodziłam wczoraj po tej firmie i nie mogłam się nadziwić ileż to naprawdę
fajnych rzeczy mają- są nawet nieduże wózki transportowe i z trudem udało
mi się wytłumaczyć swojemu mężowi, że nam taki wózek "na plaster".
Było też sporo kartonów ozdobnych i tym razem musiałam sama sobie
wyperswadować  ich zakup.
Firmę można odnalezć na www.neopak.pl, a mieszczą się na  ul.Leonidasa 53.
Reklamuję ich, bo uważam, że dziś, w czasach totalnej niesolidności, warto
polecać dobre, uczciwe firmy. Transport zakupionych towarów wraz z ich
wniesieniem to raptem 20 zł.
Poprzednim razem, gdy się pakowaliśmy z okazji remontu mieszkania, to
kupowałam kartony w jednym z marketów i niestety nie były wcale mocne,
ale za to drogie.

Odszedł mój ulubiony dziennikarz, pan Grzegorz Miecugow.
Dziennikarz, który nigdy w trakcie wywiadu nie przerywał swemu rozmówcy,
nie narzucał mu swego punktu widzenia, słuchał tego, co rozmówca miał do
powiedzenia.A do  tego wszystkiego miał duże poczucie  humoru.
To niesprawiedliwe, że przegrał z chorobą.

czwartek, 24 sierpnia 2017

Migawka

Biorę w sklepie  do ręki słoik , czytam etykietkę:
"Krem orzechowy, 100% orzechów".
W następnej linijce:
"Produkt może zawierać orzechy".
Na samym dole, super drobnym  drukiem jest informacja, że zawiera też cukier.
Odstawiam na półkę i skręcam się ze śmiechu - rewelka,  w życiu bym nie
wpadła na to, że krem orzechowy może zawierać orzechy!
Zauważyłam, że czytanie etykietek na produktach spożywczych może
dostarczyć wielu wrażeń i pomóc w odchudzaniu. Apetyt znika.
Zastanawiam się jak wygląda  u nas życie tych, co mają przeróżne
alergie pokarmowe, a jest tych alergii sporo.
Ja  mam ograniczenie dotyczące tylko glutenu i często nie bardzo wiem
co kupić, bo gluten jest niemal we wszystkim. I nie mam alergii na gluten,
tylko złą tolerancję, więc jak mi  się trafi coś z niedużą ilością glutenu to nie
muszę wzywać pogotowia z powodu wstrząsu anafilaktycznego.
I tak czytam te etykiety i czytam i zastanawiam się po jaką nagłą śmierć
w wędlinie jest białko sojowe, skrobia pszeniczna, cukier i cała gama
wielce tajemniczych  "stabilizatorów"?
A dziwię się dlatego, że w okresie stanu wojennego sama w domu robiłam
kiełbasę i  w żadnym przepisie nie było wśród składników białka sojowego
lub jakiejkolwiek skrobi.
Wiem, wydziwiam, taka widać moja uroda.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Chyba jesień blisko......

.....więc postanowiłam nabyć kurtkę softshell.
Jest  z natury lekka  ale i ochrania przed wiatrem i nie  za dużym deszczem.
Taka w sam raz do samochodu.  Przy okazji miałam w tym samym miejscu
zrobić zakupy żywnościowe, ale wpierw pojechać do  OBI, by dokupić
kilka niezbędnych przed wyjazdem drobiazgów.
Ale nie ma lekko- dojazd do OBI "normalną" trasą był niestety niemożliwy-
ulica wyraznie na najbliższym odcinku w remoncie.
Wpadliśmy do sklepu, w którym niedawno niechcący były przypadkiem
dżinsy w sam  raz dla mnie.
Dziś były też i kurtki softshell. Wyciągnęłam spod stosu rozmiarów XS
jedną w bardziej stosownym rozmiarze, przymierzyłam. Nawet mi się
podobała - z kapturem. dwubarwna, karczek przedłużony popielaty, dół
czarny. Objętościowo  ok, tylko rękawy z 15 cm za długie.
Pestka- pomyślałam- nie problem skrócić, cena zachęcająca. Kupiłam.
Do OBI nie dojechaliśmy, bo zaczęła nadpływać nad Ursynów paskudna,
burzowa chmura, widać było, że niedaleko już pada.
Prędko w bryczkę i  do domu. Dojechaliśmy równo z niewielkim gradem.
Dobrze, że od samochodu jest tylko kilka kroków do domu.
Po rozpakowaniu zakupów, mój mąż mnie poinformował, że moja kurtka
jest kurtką męską, bo tak stoi na paragonie. Na metce przy kurtce był
tylko literkowy rozmiar, bez podania płci przyszłego użytkownika.
Na dodatek była razem z damskimi innymi ciuchami.
Na wszelki wypadek kazałam by ją zmierzył - dla niego dobra, rękawy
w sam raz, w ramionach też (dla mnie była ciut za duża).
Oczywiście dostałam ataku śmiechu, ślubny jakby mniej był radosny, bo
on już ma tego typu kurtkę, której nie nosi, bo ona ma czerwone lamówki
przy kieszeniach i czerwone suwaki.
Wyciągnęłam więc ją z szafy i...zmierzyłam. Rozmiar - jak dla mnie, ale
nie ma kaptura, rękawy ciutkę tylko  za długie.
Tym sposobem mój ma kurtkę  w kolorach, które wielbi, a ja wzięłam jego,
wiszącą  już od roku w szafie.
                                            *****
No a skoro idzie jesień, pomału zaczynają dojrzewać orzechy i mam dla
 lubiących orzechy i oryginalne dania....
.......przepis na zupę indiańską z orzechów laskowych.
Jest świetna na chłodniejsze, deszczowe dni, zawiera dużą ilość wit E,
żelazo, cynk, potas i miedz , usuwa zmęczenie.
Składniki:
680 gramów pokruszonych orzechów laskowych,
6 szklanek bulionu, może być gotowy w butelce (Krakus),
6 cebulek dymki razem ze szczypiorem, posiekane
1 łyżka soli kamiennej (kłodawska, niejodowana),**
3 łyżki posiekanej natki pietruszki,
szczypta czarnego,świeżo zmielonego pieprzu.
Wykonanie:
Zasadniczo zupa robi się sama- składniki łączymy z bulionem i
gotujemy pod przykryciem przez 1,5 godziny na malutkim ogniu, niech 
pomału  parkocze. W tym czasie możemy przygotować grzanki.
Ugotowaną zupę dokładnie miksujemy na krem. Podajemy gorącą
wraz z grzankami.
** ja daję mniej soli,(łyżeczkę) bo mój cierpi na niewydolność nerek.
I proponuję by dać mniej, spróbować i ewentualnie potem ją dosolić. 
                                           *****
Zaczyna mi się lekki kołowrót- wreszcie znam datę wyjazdu i teraz jest 
kilka pilnych spraw do załatwienia i .....pomału zaczynam się pakować.
Będzie się działo ! Mam nadzieję, że farba ze ścian nie odleci gdy
będę rzucać o nie niecenzuralnymi słowami.:)
 
 

czwartek, 17 sierpnia 2017

Dla Pantery

Panterko, to jest właśnie to zdjęcie z Getyngi. A ten jedyny człowieczek
to starszy z Krasnali, który tam trenował  "bieg swobodny przed siebie".
Ale na zawołanie nawet się zatrzymywał. Był grzecznym dzieckiem.


wtorek, 15 sierpnia 2017

O rzeczach różnych....

czyli kolejny mix.
Nadal stoję w rozkroku- pozycja mało efektowna i mało wygodna. Okazuje się,
że w każdym kraju króluje biurokracja. Wszystko musi nabrać mocy urzędowej,
a każdy urzędnik wyznaje zasadę, że pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu
pcheł.
Pogodowe zawirowania mnie  z lekka przerażają ale jakoś nie dziwią - klimat
się zmienia dość szybko, cała Europa "stepowieje".
Wytniemy planowo jeszcze kilka dużych lasów, zlikwidujemy pod inwestycje
wszystkie leśne obszary wokół miast, (które nazywane są ich płucami ),
wybetonujemy calutką Wisłę od żródeł  do Bałtyku, osuszymy wszelkie bagna
i będziemy przodować w tym procesie stepowienia.  To chyba jedyna nasza
szansa na sukces w skali międzynarodowej.
W sieci krążą jakieś mrożące krew w żyłach "przepowiednie" dotyczące dnia
23 września tego roku, możliwości sposobu mającej nastąpić zagłady jest kilka,
można wybierać pomiędzy spadającą na Ziemię asteroidą, inwazją Obcych a
wybuchem kilku superwulkanów ziemskich.
Zastanawiam się co  naród ostatnio spożywa, że takie myśli przelatują mu
w poprzek mózgu i lądują w sieci.
                                                       *****
Krasnale wraz z rodzicami powrócili z wakacji, które w tym roku spędzali na
Sardynii. Bardzo się tam podobało i dzieciom i dorosłym. Córka  zaczyna
podejrzewać, że starszy  Krasnal zaczyna mutować w kierunku delfina- prawie
nie  wychodził z wody i bardzo dużo czasu spędzał na nurkowaniu.
Młodszy z kolei nauczył się właśnie tu nurkowania. Woda w morzu była
niesamowicie ciepła, zresztą temperatura powietrza oscylowała też raczej
w rejestrze wysokich temperatur. Raz tylko zrobili wycieczkę w głąb wyspy,
ale temperatura +45 stopni w cieniu zraziła ich do następnych wycieczek.
Mieszkali w miejscu. gdzie na długości 5 km były tylko dwa hotele.
Nie było żadnych tłumów na plaży cały czas nad plażowiczami czuwali
ratownicy. Krasnale się z lekka "ucywilizowali", każdego wieczoru lądowali
na dziecięcej dyskotece prowadzonej przez "specjalistę", poza tym
dzieciakami opiekowało się kilka młodych dziewczyn.
Krasnale nauczyły się jednej piosenki po włosku.
Młodzi wszyscy operowali głównie angielskim, nie było problemu
z porozumiewaniem się.
W tym czasie "starzy" Krasnali wraz z rodzicami innych bąbli odpoczywali
na wielkim tarasie w pobliżu basenu.
Wśród wczasowiczów przeważali Włosi.
To co uderzyło moich, to fakt,  że wszędzie było bardzo, bardzo czysto,
wczasowicze  sami bardzo uważali nad utrzymaniem czystości i porządku ,
nikomu nie przeszkadzało, że do najbliższego kosza na śmiecie trzeba było
dojść około 50 metrów.
Od dziś Młodszy Krasnal idzie do  szkolnej świetlicy, by poznać swoich
przyszłych kolegów, szkołę, wychowawców.
Bardzo jest przejęty, ale w pozytywny sposób, bo ostatni rok w przedszkolu

intensywnie ich przygotowywano do życia szkolnego.
Starszy Krasnal zmienia szkołę, ostatnie dwie klasy podstawówki będzie
kontynuował w gimnazjum wg rozszerzonego programu.
Moi zastanawiają się nad ponowną wyprawą na Sardynię ale w nieco innej
porze- może na święta wielkanocne i tym razem w okolice górskie. Tam
są całkiem niezłe góry,najwyższe szczyty dochodzą do ponad 1800 metrów.
                                                           *****
 A poza tym- nic na działkach się nie dzieje;)
Zaczynam pomału się żegnać ze znajomymi, nawet z tymi, którzy na mój
widok wymownie stukają się w głowę.
I sprawdzam co jeszcze powinnam w wyposażeniu domowym wymienić
i zakupić tu, bo jakby na to nie patrzeć będę dostawała pieniądze stąd, a
wydawała je tam, po kursie nabycia euro. A ten nie wygląda zachęcająco.
No cóż, znów się nieco spózniłam z decyzjami;))



poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Mix

Po raz kolejny przekonałam się, że wzajemne sympatie  blogowe, przeniesione
w świat realny - sprawdzają się.
Po kilku latach znajomości blogowej, wreszcie udało mi się poznać "Iw-nową"
w realu.
Jest  właśnie taka jak na  swym blogu - zorganizowana, myśląca i bardzo,
bardzo miła.
Zawsze nam coś stawało na przeszkodzie by się spotkać, a teraz wreszcie się
udało!
Byłam nawet nieco stremowana, bo odkąd szykuję się do wyjazdu mieszkanie
moje nie grzeszy porządkiem, a zresztą tak naprawdę jestem bałaganiarą i
często utrzymanie ładu jakoś mi nie wychodzi.
Mam nadzieję, że w sytuacji, gdy będę mieszkać na trasie zawodowych
wędrówek Iw, będziemy się częściej spotykać.
Wiecie co - Iw jest taką młodą kobietą z której każda mama musi być dumna.
A do tego wszystkiego jest miła i "ciepła".
I (jak to mówią faceci) - prawdziwa "lasencja"- ładna buzia, świetna figura.
Wpadła chyba mojemu w oko, bo jakimś cudem natychmiast zapamiętał
Jej imię!!!
                                            ******
                               
Snuję się po domu niczym przysłowiowy Marek po  piekle. Oglądam
"dobytek" i czaszkuję intensywnie co zabrać a z czym się definitywnie
rozstać. Na razie nabyłam dwie  nowe, sympatyczne patelnie na
kuchenkę indukcyjną i dokonałam epokowego wręcz odkrycia- mam od
roku  aż trzy garnki nadające się  "na indukcję"!
Po raz pierwszy przyjrzałam się dokładnie znaczkom wyrytym na ich dnie
i rewelka- nadają się!
A kupiłam je ponad rok temu, kierując się tylko i wyłącznie tym, by
posiadały bardzo grube dno.
Wygląda na to, że garnków mi nie zabraknie, bo producent płyty
indukcyjnej dodaje do kuchenki też  ze  3  garnki. Obym tylko zawsze
miała co w te  garnki włożyć;)
Na razie wiem jak będzie umeblowany pokój ślubnego- po prostu tak
samo jak teraz, bo zabiera wszystkie swoje meble.
Jeden problem będzie z głowy.
Umeblowanie kuchni też już jest mi znane. Martwi mnie przedpokój -
jest diablo wąski i na dodatek jest w nim...kaloryfer. Przedpokój jest
w tym mieszkaniu długą, wąską kichą, co przy jego wysokości ponad
trzy metry nie robi najlepszego wrażenia. Przydałby się pawlacz.
Przecież trzeba gdzieś trzymać dodatkową pościel i "niesezonową"
w danym momencie odzież.
Denerwuje mnie to, że nadal nie bardzo wiem  co z pozostałymi
meblami, podejrzewam, że pierwsze tygodnie będę spędzała w średnio
miłym towarzystwie pudeł zamiast mebli.
Miałam zamiar kupić meble u nas, ale  moje przytomne dziecię
zwróciło mi uwagę, że jeśli kupię je "w paczkach", a potem, w czasie
montażu okaże się, że czegoś brakuje lub jest uszkodzone, to będzie
problem z reklamacją. Więc lepiej to samo kupić już na miejscu.
Czeka nas trochę "latania" w tym tygodniu, więc mam nadzieję, że upały
wreszcie się skończą.
Ze smutkiem zauważam, że z roku na rok coraz gorzej znoszę upały.
Niedługo będę śpiewać   "to idzie starość, starość, starość i śpiewa"-
zupełnie jak w pewnej marszowej piosence rodem z PRL- tyle tylko,
że wtedy było: "to idzie  młodość, młodość i śpiewa radośnie"...
                                         ******
Na kanale Planete+ udało mi się dziś obejrzeć  całość , czyli trzy
odcinki filmu dokumentalnego "Krew i złoto-jak powstała Hiszpania".
Jeżeli kiedyś wpadnie Wam w oko ten tytuł to gorąco polecam. Film
zrobiony niezwykle starannie, dużo ciekawych wiadomości od zarania
dziejów, czyli od czasu podboju tych terenów przez Rzymian aż do
czasów obecnych. Naprawdę warto obejrzeć, bo po pierwsze nikt z nas
nie wyniósł takich wiadomości ze szkoły, a poza tym historia innych
krajów pomaga nam w rozszyfrowywaniu naszej własnej historii,
znajdywaniu wielu analogii.
A potem jeszcze na tym samym kanale obejrzałam kolejny odcinek
cyklu "Magia przyrody", czyli odkryłam kolejne cuda  Francji - bo
Francja to nie tylko Paryż, Luwr, i zamki nad Loarą.Śledzę ten cykl
z zapartym tchem i zachwycam się estuarium Sekwany, bretońskimi
wysepkami, wysepkami na  Kanale La Manche, i pejzażami nad
tym kanałem. A dziś był odcinek o Kraju Basków.
Jednym słowem zrobiłam sobie kilka godzin przed telewizorem, ale
czuję się rozgrzeszona- cały czas "dziabałam na drutach" i jakimś
cudem nie ominęłam żadnego oczka.
Zdolniacha ze mnie, no nie???;)))))))
W nagrodę za poczytanie posłuchajcie ulubionej mojej muzyki;)



czwartek, 3 sierpnia 2017

Dziś mój kolejny....

 ......bardzo lubiany przeze mnie malarz.
                                                    Autoportret  1873 r

"Dzieła malarza powiedzą o człowieku więcej, niż wszystko to, 
  co mogliby napisać dziennikarze." 

"Malarstwo, sztuka w ogóle, urzekają mnie. To istota mojego życia.
Reszta jest dla mnie niczym."

"Praca jest wspaniałym regulatorem zdrowia psychicznego i
fizycznego. Zapominam o wszelkich smutkach, bólach i
zgorzknieniach, nie zdaję sobie z nich sprawy , kiedy jestem
pochłonięty radością pracy."

"Szczęśliwi ci, którzy widzą piękno w miejscach zwykłych, tam gdzie
inni niczego nie widzą!
Wszystko jest piękne,wystarczy tylko umieć dobrze spojrzeć.

Te wszystkie mądre słowa napisał Camille Pissarro.
Urodził się 10 lipca 1830 roku na wyspie Saint-Thomas, dzisiejszych
Amerykańskich Wyspach Dziewiczych, wówczas zwanych duńskimi
Antylami.
Ojciec Pissarra pochodził z Bordeaux a na wyspie zamieszkał w 1824
roku, gdzie otworzył dobrze prosperujący sklep z pieczywem.
Camille, gdy ukończył 12 lat  został wysłany do szkoły we Francji.
Przez pięć lat mieszkał w Passy, niedaleko Paryża. 
Od najmłodszych lat Camille przejawiał zamiłowanie do rysunku i
podczas tego pięcioletniego pobytu  każdą wolną chwilę spędzał 
w Luwrze.
Po zakończeniu nauki wrócił na wyspę i zaczął pracować w sklepie
swych rodziców. 
W każdej wolnej chwili zapełniał szkicami wszystkie  zeszyty, czerpiąc
natchnienie z otaczającego go świata. 
Były to rysunki egzotycznych roślin, sceny z życia portu, wyspiarskie
krajobrazy.
W tym okresie spotyka Fritza Melbye'a, duńskiego pejzażystę i w jego
towarzystwie maluje pierwsze obrazy. 
W kilka miesięcy pózniej razem uciekają do Caracas. Pissarro nie jest
w najmniejszym stopniu zainteresowany prowadzeniem sklepu.
Po powrocie z Wenezueli z wielkim trudem udaje mu się przekonać
ojca, że zupełnie nie nadaje się do prowadzenia interesów i handlu.
W 1855 roku wyjeżdża do Paryża, by podjąć studia malarskie.
Akurat w tym czasie w Paryżu odbywa się Wystawa Światowa  i
Camille w czasie jej zwiedzania zapoznaje się z dziełami malarzy
 nieco starszego pokolenia: Corota, Milleta,Daubigny'ego, Delacroix,
Ingresa. Zachwycają go dzieła Couberta .
Uczęszcza do kilku szkół naraz. 
Najbardziej jest zainteresowany twórczością Corota, uznając tego malarza
za swego mistrza. Aż do roku 1865 pokazywał mu wszystkie swoje obrazy 
i analizował szczegółowo wszystkie jego uwagi. 
W Academie Suisse Pissarro spotyka przyszłych impresjonistów: wpierw
Moneta, potem Cezanne'a , Renoira i Sisleya.
W 1859 roku organizowany przez państwo Salon przyjmuje do wystawienia
pierwsze jego prace.
W tym też okresie zawiązuje się jego wieloletnia  przyjazń z malarzem
amatorem Ludovicem Piette, która przetrwała do ostatnich dni życia .
Piette wielokrotnie pomagał  mu, między innymi udzielając gościny w swej
posiadłości w Montfoucault na zachodzie Francji.
Rok pózniej Pissarro poznaje Julię Vellay, urodzoną w Burgundii, osiem
lat od siebie młodszą. Są parą, na świat przychodzą dzieci , ale ślub z Julią
nastąpi dopiero w 1871 roku, podczas ich londyńskiego wygnania. 
Od chwili narodzin pierwszego dziecka, przez całe następne lata będą ich
prześladować nieustające kłopoty finansowe.
Malarstwo Pissarra rozwija się, wyzwala się spod wpływów Corota , ale
to wszystko nie przekłada się na sprzedaż obrazów, choć aż do 1870 roku
Pissarro regularnie wystawia swe prace w oficjalnych Salonach. 
Często w ramach ratowania domowego budżetu Pissarro maluje
ozdobne wachlarze.
Od 1869 roku Pissarro staje się prawdziwym impresjonistą.  Wzrasta jego 
wrażliwość na światło, kolor, zmiany krajobrazu zależne od pory dnia.
Zaczyna malować w nieco mniejszych formatach, stosuje jaśniejsze kolory, 
ale jego przywiązanie do przemyślanych kompozycji obrazu wyniesione 
od Corota sprawia, że jego impresjonizm pozostaje oryginalny.
Podczas wojny francusko-pruskiej Pisarro wraz z rodziną wyjeżdża do
Londynu. W Londynie  spotyka Moneta, z którym  razem zwiedzają 
muzea, zachwycają się malarstwem Turnera i Constabla i poznaje tam
marszanda Durand-Ruela, który przez wiele lat wspierał impresjonistów. 
W czerwcu 1871 roku Pissarro wraca do Francji. Jego dom i duża część
obrazów uległy zniszczeniu, więc przenoszą się do Pontoise.
Następne  3 lata przynoszą nieco oddechu - po raz pierwszy jego obrazy
znajdują nabywców i kłopoty materialne maleją.
Jest rok 1874 - Pissarro wraz z Monetem organizują pierwszą wystawę
impresjonistów.
To niedobry dla Pissarra rok -  jego  dziewięcioletnia córeczka Jeanne umiera, 
a wystawa impresjonistów zostaje zlekceważona, wyśmiana przez krytyków.
Po raz pierwszy Pissarro zaczyna wątpić w swój talent i w słuszność
wybranej przez siebie techniki. 
Ale pomimo tylu przeciwności jego talent, jakby na przekór, rozwija się
nadal. Poszukuje nowych kierunków rozwoju, na jego obrazach zaczynają
ukazywać się postacie ludzi. Zmienia się też faktura jego płócien , farbę
kładzie nieco inaczej niż w technice impresjonistycznej. Maluje, jak kiedyś,
szerokimi pociągnięciami pędzla, zaczyna również pracować z pastelami,
zgłębia też świat sztuki grawerskiej. 
Ale to wszystko nie zmienia jego sytuacji finansowej, zwłaszcza, że na świat 
przychodzi kolejne, piąte  dziecko- Ludovic-Rodolph.
Żona Pissarra zarzuca mu lekkomyślność i egoizm. 
Czwarta wystawa impresjonistów w 1879 roku nieco poprawia  sytuację
finansową malarza- jego obrazy sprzedają się, ale nie osiągają zbyt wysokich 
cen .
Wkrótce następuje kryzys giełdowy, który marchanda  Durand- Ruela 
doprowadza niemal do bankructwa. Odczują to wszyscy impresjoniści,
którym dotychczas pomagał.
Kolejne dotkliwe kłopoty finansowe znów spychają Pissarra  w otchłań
wielkiego zwątpienia.  Zaczyna, podobnie jak inni malarze, próbować wyjść 
ze ścisłych ram impresjonizmu.
Podczas ostatniej, ósmej już wystawy impresjonistów w 1866r swoje obrazy
wystawia w oddzielnej sali, obok neoimpresjonistów -Seurata i Signac'a.
Obrazy neoimpresjonistów nie przypadają jednak nikomu do gustu, są
mocno krytykowane , nawet przyjazny Durand-Ruel nie kupuje ani jednego.
Pod koniec 1880 roku Pissarro zrywa  tym kierunkiem, chociaz trzeba
przyznać, że przygoda z neoimpresjonizmem znów nauczyła go pewnych
nowych rzeczy- łatwości i swobody w wyborze tematów i ich stylu. I od tej
chwili jego obrazy zaczynają się regularnie  sprzedawać.
                                        Wyspa Lacroix,efekt mgły, rok 1888

Od 1889 roku malarz zaczyna cierpieć na chroniczne zapalenie oka,
które uniemożliwia mu pracę w plenerze.
W trosce o wzrok buduje pracownię w ogrodzie swojego ostatniego
domu w Eragny-sur-Epte w Normandii.
Od tej pory pracuje patrząc na świat z okien atelier. By rozszerzyć tematykę
obrazów regularnie podróżuje - maluje widoki z okien hoteli i z okien
mieszkań.
Bywa często w Rouen, Hawrze, Paryżu.
                                          Most Królewski, Paryż 1903 rok.

Wreszcie malarstwo Pissarra cieszy się pełnym uznaniem , jego obrazy są
wystawiane w Europie i USA.
Na kilka lat przed śmiercią jego obrazy osiągają nawet bardzo wysokie
ceny. 
13 listopada 1903 roku, umiera w Paryżu z powodu sepsy.
Jest pochowany na cmentarzu  Pere Lachaise .

 "Pracuj, szukaj i nie zważaj na nic innego; reszta przyjdzie sama.
Potrzeba ci jednak wytrwałości, siły i nieskrępowanych doznań,
wolnych od wszystkiego, co nie jest własnym przeżyciem"